Wejście bez broni, nie ma burd, samotni faceci wstępu nie mają. Jednakże samotna kobieta nie będzie poproszona do tańca przez innego faceta – bo ten przyszedł w towarzystwie. Proste.
Ludzie sprawiają, że chce się tu wracać. Ludzie czynią ten kraj jeszcze bardziej wyjątkowym. Złe doświadczenia się zdarzają,ale słuchając rad i ostrzeżeń, jakich udzielają sami Kolumbijczycy, uda się przejechać bez turbulencji.
Popayan w Kolumbii jest miejscem o najdłuższej tradycji Wielkiego Tygodnia. Procesje w Niedziele Palmowa odbywają się tu od ponad 500 lat bez przerwy. Nawet trzęsienie ziemi w Wielki Czwartek 1983 roku nie zmieniło tego rytmu.
Indianie Kogi uważani są za potomków Tayrona. Mieszkają w okalającej Ciudad Perdida selwie, są brani jako przykład zachowania tradycji dawnych ludów. Mimo że są gospodarzami okolicy, widuje się ich sporadycznie.
Po sobotniej zabawie Cartagena śpi. Ranek zaczyna sie dla nich około południa małym naparstkiem kawy. Uwielbiam Kolumbijczyków, nawet lubię tutejszych obnośnych sprzedawców… Biedny turysta musi rano wstać, nikt inny nie przejmuje ze czasem.
Bus popsuł się akurat w środku dnia, gdy zatrzymaliśmy przy regularnej kontroli wojskowej – stali przed mostem. Zanim przyjechał następny bus z miasta, spędziliśmy całą godzinę czekając pod drzewem. Wojsko poszło, samochody pojechały, a ósemka pasażerów została...
Kolumbijska glina jest miękka, czerwona, człowiek zapada się w nią jak w ciasto. Do tego ostre przewyższenia i przejścia przez rzeki. Nic nie schnie, wszystko ciąży. Ale warto w pocie, deszczu, glinie i słońcu doczłapać do tarasów ludu Tayrona.
Wielką tutejszą atrakcją jest położony zaledwie kilka kilometrów od miasta Park Narodowy Los Médanos de Coro, gdzie można podziwiać olbrzymie ruchome wydmy o wysokości sięgającej nawet do 25 m. Coro znajduje się na półwyspie Paraguana.
Tucacas to mała nadmorska wioska, słynąca przede wszystkim z jednego z najpiękniejszych parków narodowych w kraju, Morrocoy. Utworzony został w 1974 roku by chronić zamieszkujące te tereny gatunki ptaków morskich oraz rafy koralowe.
Kierowca przesympatyczny, starszy pan imieniem Juan, rozczarowany, że nie chcę zostać w Caracas na dłużej, proponuje obwieźć mnie po mieście za darmo, a przy okazji łamaną angielszczyzną opowiada o głównych atrakcjach miasta.