Nha Trang
Cichy relaks i krewetki na plaży

Autorka: Anna Kiełtyka
Jadę do Nha Trang, dawnej wioski rybackiej, obecnie prężnie rozwijającego się, ulubionego wakacyjnego kurortu Wietnamczyków. Nareszcie, po prawie miesiącu podróżowania po lądzie, zobaczę plażę i morze.
fot: Anna Kiełtyka
Nha Trang. Cichy relaks i krewetki na plaży
Wystarczy wskazać palcem, na co ma się ochotę, a jeden z mężczyzn przyrządza to na małym grillu. W tym czasie drugi rozkłada koc na piasku i kładzie na środku świeczkę. W kilka minut romantyczna kolacja na plaży gotowa.
To już 10 lat! Materiał został zamieszczony w naszym portalu ponad dekadę temu.
A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!

Jadę do Nha Trang, dawnej wioski rybackiej, obecnie prężnie rozwijającego się, ulubionego wakacyjnego kurortu Wietnamczyków. Nareszcie, po prawie miesiącu podróżowania po lądzie, zobaczę plażę i morze.

Relaks na gorącym piasku to idealny odpoczynek od wielogodzinnych, męczących przejazdów autobusem czy pociągiem. Ale nim rozłożę się na ręczniku nad morzem, muszę jeszcze przetrwać nocną podroż z Sajgonu. Na szczęście tutejsze autobusy to jedne z najfajniejszych wynalazków, jakie ostatnio widziałam. Wewnątrz, zamiast foteli, znajdują się trzy rzędy piętrowych łóżek. Miejsce na nogi jest zabudowane (trochę jak w bobsleju), poza tym każdy ma swoją zasłonkę, którą może się oddzielić od reszty pasażerów. W takich warunkach noc mija w mgnieniu oka i po dwunastu godzinach, wyspana i wypoczęta wysiadam w Nha Trang. Znajduję przyjemny guest house ulokowany zaraz przy plaży. W dalszym ciągu nie mogę się nadziwić wysokim hotelowym standardom, jakie tutaj panują. Za minimalne stawki można wynająć piękny pokój z własną łazienką, ciepłą wodą i telewizją cyfrową.

Miasto cały czas jest rozbudowywane, szczególnie część przy plaży, niemal co roku przybywają tu nowe budynki, przeważnie są to ekskluzywne apartamentowce i hotele. Tak naprawdę to całe wybrzeże wydaje się być zarezerwowane dla turystów. Hotele, guest housy, restauracje i bary ciągną się wzdłuż linii brzegowej. Od plaży rozchodzi się kilka małych uliczek, przy których znajdują się eleganckie butiki z kostiumami kąpielowymi, ręcznie robioną biżuterią czy sprzętem do nurkowania. Poza tym Nha Trang oferuje też inne atrakcje: na deptaku wzdłuż plaży ulokowane jest mini zoo, zaraz obok można poprzyglądać się akrobatom w cyrku, czy pojeździć na wrotkach w specjalnie przygotowanym do tego parku.

Im dalej odchodzi się od wybrzeża, tym bardziej miasto pokazuje swoje smutniejsze i ? niestety ? prawdziwsze oblicze. W tej części Nha Trang próżno szukać eleganckich butików, jedynym sklepem jest uliczny stragan, na którym starsza Wietnamka sprzedaje żywność i napoje. Domy są albo zniszczone, albo dosłownie się rozpadają, brudne bezpańskie psy szukają czegoś do jedzenia w rozrzuconych na ulicy śmieciach. Trudno jest uwierzyć, że raptem parę ulic oddziela tę wietnamską rzeczywistość od turystycznego raju.

Mimo że Nha Trang jest typowym wakacyjnym kurortem, miasto nie  jest przeludnione a plaża czysta i zadbana. Wietnam wciąż nie jest jeszcze tak bardzo popularny wśród turystów jak np. Tajlandia.  Właściciel mojego guest hous liczy, że się to niedługo zmieni. Wciąż brakuje pieniędzy, a receptą na to może być jedynie przypływ turystów. Mnie akurat bardzo odpowiada taka pustka, każdego dnia na piasku wyleguje się raptem kilku plażowiczów, dzięki czemu jest cicho i spokojnie ? idealnie żeby odpocząć i się zrelaksować.

Wielkim przebojem w Nha Trang jest bez wątpienia Floating Bar ? pływający bar. Oferuje go z grubsza prawie każda agencja w mieście. Wygląda to następująco: grupa kilkunastu osób wypływa łodzią na otwarte morze, każdy dostaje wielką nadmuchiwaną dętkę, na której może swobodnie dryfować po wodzie. Wśród uczestników zabawy jest też barman, który rozlewa najróżniejsze drinki. Taka impreza trwa cały dzień. Przez chwilę miałam nawet ochotę spróbować, ale ostatecznie zrezygnowałam na korzyść spędzenia kolejnego dnia na plaży.

Dla mnie wielkim przebojem miasta jest zupełnie coś innego. Każdego wieczora, niedaleko deptaku, dwóch mężczyzn przynosi na plażę kosz pełen najróżniejszych owoców morza: ośmiornic, krewetek, kalmarów, małży i wiele innych, których nigdy wcześniej nie widziałam. Wystarczy wskazać palcem, na co ma się ochotę, a jeden z mężczyzn przyrządza to na małym grillu. W tym czasie drugi rozkłada koc na piasku i kładzie na środku świeczkę. W kilka minut romantyczna kolacja na plaży gotowa, a do tego niesamowicie smaczna i nierealnie tania.

Dodano: 19 czerwca 2011; Aktualizacja 7 czerwca 2020;
 
Dodaj komentarz
(Dozwolone typy plików: jpg, gif, png, maksymalny waga pliku: 4MB.)
(wymagany, niepublikowany)
Wszystkie materiały zamieszczone na naszym portalu chronione są prawem autorskim. Możesz skopiować je na własny użytek.
Jeśli chcesz rozpowszechniać je dla zysku bez zgody redakcji i autora – szukaj adwokata!
Zamknij