Chau Doc
Łodzią z biegiem Mekongu
A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!
Jedną z rzeczy, którą bardzo sobie cenię w samodzielnym, samotnym podróżowaniu jest możliwość spontanicznej zmiany planów bez potrzeby tłumaczenia się i uzgadniania tego ze współtowarzyszami podróży.
Wprawdzie w dalszym ciągu musze się tłumaczyć, akurat w tym przypadku na dworcu autobusowym, gdzie w ostatniej chwili próbuję odzyskać pieniądze za zarezerwowany wcześniej bilet do Sajgonu, ale oprócz zdenerwowanego pana kierowcy nie muszę już z nikim uzgadniać powodu zmiany mojej decyzji ani odpowiadać na pytania, na które sama nie znam do końca odpowiedzi; dlaczego zamiast jechać wygodnym autobusem, nagle postanowiłam tłuc się przez kilkanaście godzin na malutkiej łódce płynącej w dół Mekongu do wietnamskiego miasteczka Chau Doc?
Z samego rana wyruszam na przystań. Łódź, którą będę płynąć, okazuje się być naprawdę mała, dodatkowo nikt z pasażerów nie może wykonywać żadnych gwałtownych ruchów, bo inaczej momentalnie zaczynamy się przechylać, co grozi wcale nie taką przyjemną kąpielą w brudnych wodach Mekongu. Poza tym kapitan przez cały czas wykrzykuje z prędkością karabinu maszynowego jakieś złowrogo brzmiące wietnamskie słowa. Ta nieruchoma ale za to bardzo głośna podróż w palącym słońcu trwa ponad pięć godzin. Na domiar złego wokół nie ma za dużo do oglądania, krajobraz jest bardzo monotonny, przeważają pola uprawne i lasy. Właśnie pośrodku takiego pustkowia nasza łódka niespodziewanie zatrzymała się.
Okazało się że dopłynęliśmy do przejścia granicznego pomiędzy Kambodżą a Wietnamem. Z niemałą trudnością wyskrobałam się na stromy brzeg rzeki, gdzie w niepozornej drewnianej dziurawej szopie zaspany urzędnik sprawdził nasze wizy i wbił pieczątki do paszportu. Dalsza część podróży będzie się toczyć już na wodach wietnamskich. Na szczęście ten odcinek rzeki jest o wiele ciekawszy. Mimo że woda jest mętna i bardzo zanieczyszczona, co kilka metrów mijamy kąpiące się w niej dzieci, miejscowe kobiety, które robią pranie, rolników szorujących swoje zwierzęta, a nawet grupę nastolatek wzajemnie myjących sobie włosy. Nie ma co się dziwić takiemu ożywionemu ruchowi. Mekong to serce tego regionu, jego wody wyznaczają czas życia mieszkańców okolicznych wsi i miasteczek.
Dodaj komentarz