Lohimaa
Nie po to się łowi ryby, aby je zjeść

Sądziliśmy – naiwni – że co złowimy, to będziemy jeść na kolację. Była to jednak zarówno lekcja posługiwania się wędkami i innym sprzętem wędkarskim, jak i fińskiego sposobu łowienia. Bo tu nie łowi się ryb, aby je zjeść.
fot: Cezary Rudziński
Lohimaa. Nie po to się łowi ryby, aby je zjeść
Po opanowaniu podstaw rzucania do wody wędziskiem żyłki z przynętą oraz powolnego jej holowania, aby zwabić pstrągi, zaczęło się łowienie. Ryby brały nieźle. Pierwsza, chyba duża sztuka, bo poczułem jej ciężar i siłę, zdołała jednak zerwać się z wędki wraz z przynętą i haczykiem.
To już 10 lat! Materiał został zamieszczony w naszym portalu ponad dekadę temu.
A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!

Naukę wędkarstwa w ośrodku Lohimaa zaczęliśmy, jak wszyscy początkujący wędkarze, od poznawania tajników łowienia pstrągów.

Otrzymaliśmy nieprzemakalne spodnie sięgające niemal podbródków, również nieprzemakalne buty ? coś pośredniego między używanymi do trampingu w górach i starego typu narciarskimi oraz kurtki z kapturami i przytwierdzonymi do nich na plecach magnetycznie podbierakami do ryb. I ? oczywiście ? wędki oraz zestawy sztucznych owadów z haczykami na ryby. Wyglądaliśmy w tym trochę jak astronauci, bardziej jednak jak ratownicy w kombinezonach stosowanych w trakcie awarii chemicznych.

Instruktorzy wędkarstwa zaprowadzili nas nad sadzawkę z bieżącą wodą, pełną widocznych z brzegu pstrągów. Sądziliśmy ? naiwni ? że co złowimy, to będziemy jeść na kolację. Była to jednak zarówno lekcja posługiwania się wędkami i innym sprzętem wędkarskim, jak i fińskiego sposobu łowienia. W kraju tym rzadko bowiem ryby łowi się po to, aby je następnie zjeść. Generalnie tylko aby je? złowić i wypuścić z powrotem do rzeki czy jeziora.

Po opanowaniu podstaw rzucania do wody wędziskiem żyłki z przynętą oraz powolnego jej holowania, aby zwabić pstrągi, zaczęło się łowienie. Ryby brały nieźle. Pierwsza, chyba duża sztuka, bo poczułem jej ciężar i siłę, zdołała jednak zerwać się z wędki wraz z przynętą i haczykiem. Po zmianie haczyka i sztucznego owada czułem i widziałem co najmniej 20 razy jak inne ryby podchodziły do ?mojej? przynęty, ale w ostatniej chwili rezygnowały z jej połknięcia.

Inni mieli więcej szczęścia, chociaż nie wszystkim ryby ?brały?.  Każdemu sukcesowi towarzyszyła identyczna procedura. Rybę przyholowaną w wodzie do brzegu podbierało się, przeważnie przy pomocy kogoś innego, bo wprawy w tym nie mieliśmy, specjalną siatką z rączką. Następnie instruktor, najpierw umoczywszy ręce w wodzie aby nie zetrzeć śluzu pokrywającego skórę ryb, delikatnie oswobadzał rybę z haczyka, pokazywał ją oraz? z powrotem wrzucał do wody.

Kolejny etap wędkowania, już nie w pełnej ryb sadzawce, lecz w rwącej rzeczce (dwukilometrowy jej odcinek należy do ośrodka), zakończył się niepowodzeniem. Pomimo wchodzenia nawet na środek nurtu, między kamienie i sterczące skałki, po pas w wodzie, nikomu nie udało się niczego złowić. Pociechą miała być informacja, że to nie główny sezon łowienia pstrągów. Ale później, obserwując parokrotnie miejscowego wędkarza, z pasją rzucającego raz za razem wędkę, mogłem stwierdzić, że i on pozostał bez trofeów.

Poczytaj więcej o okolicy:

 
Dodaj komentarz
(Dozwolone typy plików: jpg, gif, png, maksymalny waga pliku: 4MB.)
(wymagany, niepublikowany)
Wszystkie materiały zamieszczone na naszym portalu chronione są prawem autorskim. Możesz skopiować je na własny użytek.
Jeśli chcesz rozpowszechniać je dla zysku bez zgody redakcji i autora – szukaj adwokata!
Zamknij