Pociąg przeskakuje z brzegu na brzeg, widok przesłaniają bliskie strome ściany, to znów perspektywa się rozszerza. Czasem trzeba mocno wychylać głowę, by dojrzeć poszarpaną krawędź kanionu przez panoramiczne okna. Niestety, fotografowanie nie udaje się wcale.
Pociągi jadą ze średnią prędkością około 40 km/godz. Pokonanie 275 kilometrów musi wiec trwać odpowiednio długo: prawie osiem godzin. W dodatku pociąg jedzie przez górskie przełęcze (najwyższa jest Oberalp Pass na wysokości 2046 m n.p.m.), pokonuje 291 mostów i 91 tuneli.
Glacier Express zatrzymuje się tu zawsze, przerwa w podróży trwa pół godziny, jeśli jedziemy z Zermatt do Sankt Moritz, 10 minut – jeśli jedzie się, jak my, w przeciwnym kierunku. Za krótko, by ruszyć na zwiedzanie miasta...
Jest to muzeum nowoczesne – nie zbieracze więc, a ekspozycyjne, multimedialne. Jest tu trochę prawdziwych eksponatów z epoki, koncepcja jednak oparta jest na obrazie i słowie.
Zejście – według drogowskazów – zajmuje dwie godziny. Ale to sam marsz. Trzeba zarezerwować trochę czasu na rozglądanie się po okolicy, czytanie informacji na tablicach i na czekanie, aż na wiadukt wjedzie jakiś pociąg… Wszak to jest największą atrakcją tej wycieczki.
Między Preda (1789 m n.p.m.) na północy a Spinas (1815 m n.p.m.) na południu przekopano się przez główny grzbiet Alp Retyckich. Powstał tunel – poprowadzono go nieco na zachód od przełęczy – którego najwyższy punkt znajduje się na wysokości 1820 m nad poziomem morza.
Tunele, galerie, wiadukty… szkoda, że nie ma jak fotografować. W szybach tańczą świetlne refleksy, okien otworzyć się nie da. Klimatyzacja. Wreszcie zbliżamy się do Zermatt. W panoramicznym oknie, gdzieś wysoko rysuje się charakterystyczny kształt...
Teraz leśne urządzenia służą rekreacji. Kolejka kursuje na zamówienie z Hajnówki do Topiła na zamówienie przez cały rok, regularnie w sezonie letnim. Na końcu trasy zaaranżowano leśną stacyjkę i mikroskansen.
Po trasie tej kursują codziennie pociągi z początku minionego stulecia wożące mieszkańców z prędkością maksymalną do 40 km/h. W dni weekendowe i świąteczne jeżdżą zaś zabytkowe pociągi turystyczne.
Kolejka ta jest szeroko reklamowana. Uważam jednak, że nie jest warta tej ceny. Bilet tam i z powrotem kosztuje 32 euro (!!!), a jakiekolwiek widoki ukazują się dopiero tuż przed szczytem. Żadna to atrakcja.