Buenos Aires
Autobusem, jak prawdziwa turystka

Autorka: Anna Kiełtyka
Kolejny dzień w stolicy Argentyny postanawiam przeżyć jak prawdziwa turystka. Doskonałym pomysłem na zwiedzanie – a dla mnie na utrwalenie sobie tego co już widziałam – jest przejażdżka autobusem widokowym. Mogę wsiadać i wysiadać w dowolnej części miasta.
fot: Anna Kiełtyka
Buenos Aires. Autobusem, jak prawdziwa turystka
Mój pierwszy przystanek w Argentynie zakończył się umiarkowanym sukcesem. Boskie Buenos podstępem zatrzymało mnie tutaj na dłużej, ale dzięki temu przymusowemu odpoczynkowi naładowałam akumulatory i jestem gotowa na kolejne etapy podroży.
To już 10 lat! Materiał został zamieszczony w naszym portalu ponad dekadę temu.
A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!

Weekend dobiegł końca i Tito musiał wrócić do pracy. Kolejny dzień w stolicy Argentyny postanawiam więc przeżyć jak prawdziwa turystka. Doskonałym pomysłem na zwiedzanie – a dla mnie na utrwalenie sobie wszystkiego co już widziałam – jest przejażdżka autobusem widokowym.

W biurze turystycznym zostaję zaopatrzona w mapkę z zaznaczonymi wszystkimi przystankami autobusu. Mogę podróżować cały dzień, wsiadać i wysiadać w dowolnej części miasta, a po zwiedzaniu wrócić do autobusu. Dodatkowo każdy dostaje słuchawki z przewodnikiem audio. Wracam wiec znowu na Plaza de Mayo, San Telmo, La Boca, Palermo czy El Recoleta. Przy okazji mijam tez Muzeum Narodowe, Wydział Prawa Uniwersytetu, przeróżne pomniki i fontanny i co najfajniejsze, mam okazję podziwiać miasto jadąc najszerszą ulicą świata – Avenida 9 Julio.

Wieczór spędzam na przyjęciu urodzinowym nowego znajomego. Mogę się przyjrzeć, jak bawią się młodzi Porte’os. Punktem wieczoru jest oczywiście barbeque i kanapki ze steku typu – zrób je sobie sam. Stół ugina się od składników i tylko od naszej inwencji zależy, co z tego znajdzie się w kanapce. Zwyczaj, który mi się szczególnie podoba, to obowiązkowy powitalny pocałunek w policzek, popularnie wymieniany zarówno wśród kobiet jak i mężczyzn. Gdy zapytałam Tito jak się pracuje w Buenos Aires, odpowiedział ze zaraz po przyjściu do pracy wita się powitalnym całusem ze wszystkimi w biurze, wymienia parę grzecznościowych uwag o zdrowiu i o dniu poprzednim, co zajmuje mu dobrą godzinę. Gdy skończy przywitanie, nadchodzi czas na medialunes, a potem to już jest lunch. Nie muszę chyba mówić, że bardzo mi odpowiada taki argentyński tryb pracy. Gdybym miała zaś wybierać najpopularniejsze słowo jakiego używają Porte’os, byłoby to na pewno „Che”, które słyszę wszędzie po tysiąc razy dziennie (znaczy to coś jakby koleś, kolego). To w Argentynie bardzo popularna forma zwracania się do siebie; od tego słowa pochodzi również przydomek Ernesta Guevary znanego światu właśnie jako Che.

Niestety, zmiana klimatu i ogólne osłabienie robią swoje. W dniu, w którym chciałam opuścić Buenos, zostałam zmuszona zostać tutaj na trochę dłużej, a konkretnie w łóżku. Z gorączką i potwornym bólem gardła decyduję się w końcu zobaczyć lekarza. Gdy czekałam na wizytę spotkała mnie śmieszna niespodzianka: zostałam wyczytana nie z nazwiska, jak to się robi u nas, ale poprzez dwa pierwsze imiona przeczytane ciągiem, jakby było jednym, co wprowadza mnie w dobry humor, bo brzmi to zupełnie jak z jakiejś latynoskiej telenoweli. Pani doktor, kiepskim angielskim próbuje nieudolnie wytłumaczyć co mi dolega, w końcu zrezygnowana używa hiszpańskiego, ale bardzo swojsko brzmiącego słowa angina i wszystko robi się jasne. Dostaję antybiotyki i zalecenie przynajmniej czterech dni odpoczynku w łóżku.

Gdy gardło przestaje już boleć, po kilku dniach lenistwa, jestem więcej niż gotowa żeby ruszyć w dalszą drogę. Żegnam się z Tito i z samego rana biorę taksówkę na dworzec autobusowy. Ponieważ nie znam miasta ani nie mówię zbyt dobrze po hiszpańsku, obawiam się, że dam się naciągnąć taksówkarzowi. Uczę się wiec jednego zdania po hiszpańsku, które uporczywie powtarzam za każdym razem, kiedy taksówkarz stara się do mnie zagadać. Na pewno sprawia mu to olbrzymia frajdę, bo widzę jak stara się opanować śmiech za każdym razem kiedy kończę wyuczoną kwestię. Na szczęście – może ze współczucia – dowozi mnie za rozsądną cenę.

Mój pierwszy przystanek w Argentynie zakończył się umiarkowanym sukcesem. Boskie Buenos podstępem zatrzymało mnie tutaj na dłużej, ale dzięki temu przymusowemu odpoczynkowi naładowałam akumulatory i jestem gotowa na kolejne etapy podroży. Myślę że takie jest już to miasto, nie ma tutaj tego złego, co by na dobre nie wyszło.

Poczytaj więcej o okolicy:

 
Dodaj komentarz
(Dozwolone typy plików: jpg, gif, png, maksymalny waga pliku: 4MB.)
(wymagany, niepublikowany)
Wszystkie materiały zamieszczone na naszym portalu chronione są prawem autorskim. Możesz skopiować je na własny użytek.
Jeśli chcesz rozpowszechniać je dla zysku bez zgody redakcji i autora – szukaj adwokata!
Zamknij