Indie
Jak przetrwać egzotyczne zakupy
A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!
Wiele wrażenia dostarczają zakupy poza stolicą. W Agrze np. gdzie w czasie wolnym postanowiliśmy obejrzeć sklepy, obwozili nas po nich riksiarze. Bo Europejczyk nie może się od nich opędzić, a i ulice, na ogół bez trotuarów, z nieoświetlonymi często (a w przypadku riksz z reguły) pojazdami, nie nadają się do pokonywania pieszo. Już samo znalezienie tego, czego się szuka, a więc bazaru w polskim znaczeniu tego słowa, stanowi problem. Bo w Indiach bazar, to sklep, niekiedy duży.
Bazar kaszmirski do którego zawieźli nas riksiarze okazał się niezwykle luksusowym, o wielu ogromnych pomieszczeniach wypełnionych ogromną ilością sławnych dywanów i kilimów, centrum ich sprzedaży. Kilkoro Polaków okazało się w godzinach wieczornych, gdy tam dotarliśmy, jedynymi potencjalnymi klientami. Obsługa więc niemal dosłownie rzuciła się do nas. Sprzedawcy demonstrowali, zachwalali, rozwijali, nie proszeni zdejmowali z półek cudne kobierce tkane głównie z jedwabiu przez małe dziewczynki, bo mają najdelikatniejsze palce. Nie pomogły zapewnienia, że chcemy tylko obejrzeć. Sypały się zachęty: upust nawet do 10 proc. Zwrot na granicy kilkunastu procent VAT. Specjalny sposób pakowania. Pokazano mi jak z dywanu o rozmiarach 3×4 metry powstaje poręczna paczka, demonstrując równocześnie, że taki dywan nie łamie się. Ledwo się wyrwałem.
W jednym ze sklepów pamiątkarskich właściciel okazał się absolwentem uczelni białoruskiej. W trakcie rozmowy po rosyjsku na różne tematy, zdołał nam sprzedać parę drobiazgów, ku obustronnemu zresztą zadowoleniu. Niezwykle interesujące okazało się kupowanie pamiątek w Kadjuraho. Całe to miasto nastawione jest przede wszystkim na obsługę turystów przyjeżdżających aby zwiedzić tutejsze sławne zespoły z tysiącami kamiennych rzeźb bogów, ludzi i zwierząt, m.in. skandalizujących, chociaż będących tylko ilustracjami scen z Kamasutry.
W którymś z dziesiątków sklepików z pamiątkami spodobały mi się brązowe figurki bogini Lakszmi. Pomimo dosyć długich targów, nie doszliśmy jednak do ceny zadowalającej obie strony. Zdołałem jednak odejść od sklepu zaledwie kilkadziesiąt kroków, gdy dogonił mnie jeden ze sprzedawców z informacją, że przekonał szefa, aby przyjął moją cenę i prosił abym wrócił. Śpieszyłem się, obiecałem więc, że wpadnę wieczorem. Po kilkunastu minutach, już w innej części miasteczka, odnalazł mnie ten sam sprzedawca, tym razem na motocyklu.
W plastikowej torbie miał figurki, które były przedmiotem wcześniejszych targów. Bylebym tylko kupił. Powtórzyłem, że wrócę po nie do sklepu. Wieczorem płacąc dolarami kupiłem w końcu taniej, niż początkowo oferowałem w rupiach. Odwiedziliśmy wiele tamtejszych sklepów, przeważnie zachęcani na ich progu przez właścicieli, że mają bardzo interesujący towar i niskie ceny oraz proszących, aby tylko obejrzeć co mają do sprzedania.
Dodaj komentarz