Madryt
Jeden dzień w wielkim mieście

A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!
Jednodniowy pobyt w Madrycie to niestety tylko krótki przystanek, ostatni postój przed wylotem do Ameryki Południowej. Ale i tak nie mam zamiaru siedzieć bezczynnie na lotnisku. Z samego rana, gdy tylko na polu zrobiło się jasno, jadę metrem do miasta, poznać odwiecznego rywala Barcelony.
Madryt zaczynam zwiedzać od serca miasta. Puerto de Sol, to owalny plac otoczony ze wszystkich stron XVIII-wiecznymi budynkami. Na środku znajduje się nawiązujący do herbu miasta posag brązowego niedźwiedzia zjadającego owoce z drzewa. Zaledwie parę kilometrów dalej jest się Plaza Mayor czyli Główny Plac, nazywany „teatrem pod niebem Madrytu”. Zamknięty dla ruchu samochodowego jest odwiecznym symbolem miasta. Można się na niego dostać przez jedną z dziewięciu wzniesionych na kolumnadach bram. Centralne miejsce zajmuje tutaj pomnik Filipa II na koniu, wokół zaś można podziwiać fantastycznie zachowane freski na budynkach.
Przez kolejne godziny spaceruję otaczającymi plac urokliwymi uliczkami, pełnymi małych kawiarenek i uroczych sklepików z pamiątkami. Idąc olbrzymią Gran Via, ciągnącą się przez parę dobrych kilometrów, nie mogę wyjść z zachwytu nad niesamowitą architekturą, która otacza ulicę. Potężne budynki, z wielkimi witrażami w oknach, bardzo często zakończone są wieżyczkami na dachu. W końcu docieram do Puerto de Alcala – dawniej wschodniej bramy miasta, dziś znajdującej się na ruchliwej Plaza de Independencia. Stąd już tylko parę kroków do zielonych płuc miasta, ogrodów, gdzie można odpocząć od zgiełku metropolii. Tutaj też znajduje się przepiękny Pałac Kryształowy. Ten przypominający szklaną oranżerię budynek, ulokowany nad jeziorem, wygląda wprost jak z bajki.
Oczywiście będąc w Madrycie nie mogłam sobie odmówić odwiedzenia stadionu drużyny piłkarskiej Real Madryt, Santiago Bernabeu. Za kilka euro można wziąć udział w zorganizowanej wycieczce, zobaczyć muzeum i galerię drużyny, wejść na murawę i do szatni, a także siąść w sali konferencyjnej, gdzie zwykle przedstawiani są prasie nowi zawodnicy klubu. Chciałam jeszcze zobaczyć Pałac Królewski, ale niestety nic z tego nie wyszło… Całkowicie pogubiłam się w planie miasta, więc pomyślałam, że najlepiej będzie wrócić do centrum, bo i tak już niedługo muszę wracać na lotnisko. Po całym dniu zwiedzania byłam tak zmęczona że nie mogłam już myśleć o niczym innym niż wygodnym fotelu w samolocie.
Niestety, na koniec tego wyczerpującego dnia pojawiły się komplikacje. Problemem okazał się mój bilet, a raczej jego brak – brak biletu powrotnego. Po długich rozmowach, przekonywaniu że nie mam zamiaru wyemigrować do Argentyny na stałe a jedynie spędzić tam parę tygodni, z wielka pomocą poznanego na lotnisku Argentyńczyka Oscara, udało mi się w końcu wejść do samolotu. Nie doczekałam nawet startu, byłam tak zmęczona że położyłam głowę na fotelu i odpłynęłam, a raczej – odleciałam.
Ja byłem w Madrycie kilka tygodni temu. Niestety na zwiedzanie miałem tylko jedno popołudnie….
Ale i tak udało się zobaczyć kilka fajnych miejsc. Madryt jest piękny :) Zapraszam na krótki opis i zdjęcia:
http://www.apetytnaswiat.pl/zycie-jak-w-madrycie-czesc-1/
http://www.apetytnaswiat.pl/zycie-jak-w-madrycie-czesc-2/