Paryż
Walentynkowy spacer po mieście
A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!
W okresie walentynkowym nie tylko witryny stroją się w serduszka i napisy „je t’aime” ale pojawiają się różne pomysły. Hit tego roku jest następujący: znany hotel Ritz mieści w swych murach szkołę szefów kuchni – Ritz Escoffier, od nazwiska Augusta Escoffier, który był tu pierwszym szefem kuchni oraz wynalazcą deseru lodowego peche melba. Każda para w weekend walentynkowy pod okiem szefa kuchni przygotowuje menu. Degustacja na miejscu, przy świecach. Kosztuje to 820 euro od pary… Ale co za przeżycie, zwłaszcza gdy sobie przypomnimy, że w hotelu Ritz mieszkał Hemingway i że był Ritz przez 30 lat „domem” Coco Chanel… Na Placu Vendôme, gdzie ten hotel jest usytuowany, zakochani z wyższych (finansowo) sfer mogą nabyć klejnot dla lubej – to tu mamy najlepszych jubilerów świata: Chaumet, Van Cleef & Arpels…
Z okazji Walentynek mamy też specjalne menu w restauracjach. W każdej serwują na wstępie koktail Van Cleef afrodyzjak, na przykład „champagne gloss”. Jest bardzo prosty: gloss to likier wiśniowy z imbirem. Można go prawdopodobnie zastąpić naszą wiśniówką łącząc w proporcjach 30 cl szampana na 6 cl likieru. Wstrząsnąć oczywiście…
Miłości szczęście przynosi spacer po skwerze Vert Galant (Jarego Zalotnika). Nazywano tak króla Henryka IV, bardzo kochliwego. Dziś słowo „galant” oznacza mężczyznę dobrze wychowanego, szanującego kobiety. W XVI wieku określało tego, który szalał za kobietami, jak Henryk IV.
Nikomu nie życzymy źle, ale jest w Paryżu miejsce pielgrzymek dla nieszczęśliwych, porzuconych, niechcianych – to grób Heloizy i Abelarda średniowiecznych kochanków, których miłość skończyła się tragicznie. Historia jest znana, a listy Heloizy i Abelarda stały się pomnikiem francuskiej literatury średniowiecznej. Tradycyjnie wrzuca się tu pojedyncze róże w nadziei, że złe fatum nas opuści, a miłość powróci.
I niech tej nadziei towarzyszą genialne słowa piosenki Edith Piaf: sans amour on est rien du tout (bez miłości jesteśmy niczym). A jeżeli moje zakończenie wyda się komuś zbyt cukierkowe bo woli coś mniej górnolotnego, to przypominam słowa Jean Cocteau: Miłość nie istnieje, istnieją tylko dowody miłości…
Warto wiedzieć
Muzeum Romantyzmu: 16, rue Chaptal, Métro Saint Georges, linia metra 12
Poczytaj więcej o okolicy:
Zajrzyj na te strony:
- więcej o Pont des Arts – moście miłości – w naszym portalu
Walenty ze swoimi walentynkami – nie wiadomo skąd się wziął. Pojawił się nagle i niespodziewanie. Oczywiście, przywędrował do nas ze stanów, jak i parę innych wynalazków. Ale zanim to się stało, jego kult rozwijał się we Włoszech.
Walentych siedmiu chyba nie ma, raczej dwu-trzech, a tak naprawdę może jeden, bo dwóch może być jedną osobą.
Był lekarzem, kapłanem, wędrował z rzymskimi legionami, był wreszcie biskupem. Podobno jako pierwszy dawał śluby rzymskim legionistom, a może pobłogosławił związek legionisty z chrześcijanką? Może sam pisał listy miłosne, może pomagał je pisać innym? Grunt, że zabili go 14 lutego roku 268 albo 269 naszej ery. Jego szczątki spoczywają w Terni, 100 km od Rzymu. I chyba tam – ten kult jest rzeczywistym. A reszta świata uprawia całkiem udatną komercję.