Przylądek Dobrej Nadziei
Chmury między oceanami
A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!
Widok jest fantastyczny. Przez wysoki na kilkaset metrów, wznoszący się nad zatoką grzbiet górski jak gdyby przelewała się gigantyczna fala tsunami.
Wydaje się, że za chwilę zaleje i zmiecie położone na zboczach domy. Ale to złudzenie ? tylko białe jak śnieg i gęste jak wata chmury powstałe ze zderzenia chłodnego powietrza atlantyckiego z ciepłym znad Oceanu Indyjskiego. To w tym rejonie, w okolicach przylądka ? dla jednych Cabo Tormentoso ? Burz, dla innych Cabo da Boa Esperanca lub po angielsku Cape of Good Hope ? Dobrej Nadziei oraz odległego o 40 km Cape Town ? Kapsztadu zaczęła się nowożytna historia południa Afryki.
Pierwszym Europejczykiem, który zobaczył ? oczywiście z oceanu ? to miejsce w 1488 roku, wylądował w zatoce Algoa i nazwał Przylądkiem Dobrej Nadziei, był portugalski żeglarz Bartholomeu Diaz. W dziewięć lat później, w 1497 roku, jego rodak Vasco da Gama wylądował w zatoce Świętej Heleny, a później wyruszył dalej na wschód odkrywając nową drogę do Indii. Z wielu żeglarzy związanych z tym miejscem chyba najsławniejszym jest jednak ?Latający Holender?, którego historia trafiła nawet na sceny operowe.
A było to tak. W roku 1641 Hendrik van der Decken płynąc wokół tego przylądka trafił na potężny sztorm, z którego, jak chce legenda, ocalił jego statek wezwany na pomoc diabeł. Ale od tamtej pory uszkodzony przez burzę, z podartymi żaglami i martwą załogą żaglowiec błąka się po morzach i ocenach. A spotkanie go, co ponoć zdarza się raz na kilkadziesiąt lat ? ostatnio jakoby podczas II wojny światowej, według żeglarskich przesądów wróży nieszczęście. Dziś Przylądek Dobrej Nadziei ? bo taka jednak utrwaliła się jego nazwa dzięki cichym i spokojnym zatokom w jego pobliżu, w których zmęczeni przez sztormy żeglarze znajdowali bezpieczne schronienie ? jest popularnym celem wycieczek.
Miejsce u podnóża kilkudziesięciometrowej wysokości skały, w którym tablica wbita w plażę informuje, że to właśnie jest jeden z najsławniejszych przylądków świata, rozczarowało mnie. Ale wystarczyło przejechać do podnóża sąsiedniej znacznie wyższej skały ? można dostać się tam również ścieżką nad urwiskami ? i wejść lub wjechać kolejką szynową do starej latarni morskiej na szczycie Cape Point, aby znaleźć się w punkcie niezwykłym. 249 metrów niżej, o niemal pionowe skały bez przerwy biją i pienią się fale.
Od zachodu granatowe zimnego atlantyckiego Prądu Benguelskiego, od wschodu szmaragdowe i ciepłe Prądu Przylądka Igielnego Oceanu Indyjskiego, zwanego tu ? także na drogowskazach ? Indykiem. Widok na ten bezmiar wody jest fascynujący, można by go podziwiać godzinami. Tylko na dalekim horyzoncie majaczą jakieś białe plamy. Wydaje się, że to już Antarktyda, bo jedynie ona jest dalej na południe. Ale to tylko chmury. Przewodnicy, a nawet tablice informują, że to właśnie w tym miejscu Atlantyk styka się z Indykiem. W rzeczywistości następuje to ponad 100 km na południowy wschód, obok Cape Agulhas ? Przylądka Igielnego, najbardziej na południe wysuniętego punktu Afryki.
Warto wiedzieć
Przylądek Dobrej Nadziei oraz znajdujący się na nim rezerwat przyrody, w którym żyją pawiany, antylopy i liczne ptaki, to jeden z najważniejszych celów wycieczek z ponad 2,5 milionowej aglomeracji Kapsztadu.
Dodaj komentarz