Drohobycz
Nie ma już sklepów cynamonowych

A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!
Podczas pierwszej wojny światowej najbardziej znanym wydarzeniem, chociaż nagłośnionym znacznie później, stało się spalenie przez Niemców w 1915 roku domu nr 10 w Rynku. To w nim 12 lipca 1892 r. urodził się i spędził, z przerwami na studia i podróże, pierwsze 23 lata życia pisarz, grafik, malarz, rysownik i krytyk literacki Bruno Schulz.
Ale choć Drohobycz przetrwał bez większych strat w infrastrukturze miejskiej II wojnę światową, współcześnie nie ma w tym mieście atmosfery znanej z opowiadań „Sklepy cynamonowe”. Już w momencie opisywania była w niemałym stopniu tylko fikcją literacką i płodem umysłu autora. Znikła zupełnie wraz z wymordowanymi przez Niemców żydowskimi mieszkańcami miasta. Rodzinne miasto Brunona Schulza kojarzone jest nadal przede wszystkim z nim. Mimo iż za życia był twórcą niedocenianym, a jego proza, jak i rysunki oraz malarstwo, uważane były wówczas za co najmniej kontrowersyjne.
Śmierć żydowskiego artysty
Planowe „ostateczne rozwiązywanie kwestii żydowskiej” czyli całkowita zagłada, realizowana w Drohobyczu przy pomocy ukraińskiej policji, rozpoczęła się i praktycznie zakończyła w 1942 r. Bruno Schulz znajdował się jednak „pod opieką” gestapowca Felixa Landaua. Jako artysta malarz wykonywał dla niego różne prace, m.in. namalował baśniowe kompozycje na ścianach pokoju dziecięcego w willi, w której mieszkał ten zbrodniarz. Jednak Schulz zastrzelony został 19 listopada tegoż roku na skrzyżowaniu ulic Mickiewicza i Czackiego przy murku otaczającym miejski park. Według jednej wersji zginął przypadkowo jako ofiara „Wilde Aktion” – „Dzikiej akcji” polowania przez Niemców na ulicach Drohobycza na Żydów. Według innej – zamordowany został przez innego hitlerowca Karla Günthera w odwecie za zastrzelenie przez Landaua jego protegowanego, żydowskiego dentystę.
Skandaliczny rabunek Yad Vashem
Wspomniane malowidło ścienne Bruno Schulza w willi Landara stało się w lutym 2001 roku tematem skandalicznej „akcji” – rabunku dokonanego przez wysłanników izraelskiego Instytutu Pamięci Yad Vashem w Jerozolimie. Gdy dowiedziano się tam się o odkryciu fresków wykonanych przez Brunona Schulza pod warstwą później naniesionej farby, fachowcy od tego rodzaju pracy przyjechali tu i prawdopodobnie za łapówkę uzyskali dostęp do nich. Po czym… zdjęli ze ścian i wywieźli do Izraela. Wychodzili ponoć z założenia, „że co pozostało po ofiarach Holocaustu, to nasze”. Mimo iż Schulz był w pełni spolonizowanym, zasymilowanym Żydem i uważał się – oraz jest bezdyskusyjnie uważany za polskiego pisarza i malarza – za Polaka. Wystąpił nawet formalnie w 1936 r. z żydowskiej gminy wyznaniowej. O tym rabunku opinia publiczna i władze ukraińskie dowiedziały się już po fakcie. Po kilku latach śledztwa i rokowań dyplomatycznych sprawę wyciszono. Izrael uznał, ze freski te stanowią własność Ukrainy. A Ukraina, że przekazała je w wieloletni depozyt Instytutowi Yad Vashem.
Co zostało po Brunonie Schulzu
Obecnie jedynymi śladami po Brunonie Schulzu w Drohobyczu są jego opowiadania i opisane w nich miejsca oraz obrazy i rysunki. Ponadto dom przy dawnej ul. Floriańskiej 12, w którym mieszkał i tworzył w latach 1915-41, o czym przypomina tablica w językach ukraińskim i polskim. Stoi także kilka innych budynków z którymi był związany, m. in. gmach dawnego gimnazjum które ukończył, a następnie sam w nim uczył rysunków, prac ręcznych i matematyki. Na miejscu domu rodzinnego pisarza i artysty zburzonego przed prawie 100 laty stoi inny budynek. Turyści kierowani są także do piętrowego domu w rynku, w którym znajduje się piekarnia – kontynuatorka opisanej w „Sklepach cynamonowych”. Zachowały się natomiast, często w mało zmienionym stanie, także opisywane przez Schulza ulice, np. Stryjska występująca u niego jako „Ulica Krokodyli”.
Warto wiedzieć
Leży w obwodzie lwowskim na Ukrainie, nad rzeczką Tyśmienicą i odległe jest od Lwowa na południowy zachód o 102 kilometry gdy jechać koleją, oraz 86 km szosami.
Wszystko to przedstawia stan rzeczy sprzed minimum kilku (kilkunastu) lat. Nawet tablica na domu Schulza jest od lat inna niż ta w tym tekście. Czyżby autor „sprzedał” stary materiał? Nie ma takiego „Drohobycza Schulzowskiego”, jak powyżej – gratuluję.
Prawda to, tablica jest inna, nawet ja sfotografowałem inną w 2008 roku.Ale bez przesady z tym „starym” materiałem. Większość informacji jest jak najbardziej aktualna i prawdziwa. Dom wyglądał tak samo, miasto tez podobnie… A do wiedzy historycznej i krajoznawczej Autora nabrałem już zaufania i szacunku czytając jego publikacje w OPK. Tablica jest teraz w trzech językach:
Dodam jeszcze, że w miejscu, gdzie został zabity Bruno Szulc jest oznaczone – granitową kostką. Tablicy nie pamiętam. Przyciśnięty w tym miejscu kamieniem plakat zapowiada festiwal twórczości Bruno Schulza, który miał miejsce właśnie w 2008 roku. Nie pamiętam, czy zafascynowało mnie miejsce, czy babuszka z kijem!
Babuszka z kijem!