Bukareszt
Paryż nad Dymbowicą
A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!
Rzeźba Astrolabium z Różą Wiatrów u podstawy to punkt zero, od którego liczy się wszystkie odległości w Rumunii. Stoi ona w ogrodzie cerkwi Stefanul Georghe Nou przy placu Sf. Georgie i bulwarze Iona Brătianu.
Trafiam na nią trochę przypadkowo odwiedzając znów, po wielu latach, Bukareszt. Byłem tu już kilkakrotnie. Przy czym tamte moje wizyty były przed wielkim trzęsieniem ziemi w roku 1977 i realizacją obłędnego „programu systematyzującego” komunistycznego dyktatora Nicolae Ceaușescu, które bardzo zmieniły oblicze miasta.
Miasta nazywanego w latach międzywojennych przez Rumunów Micul Paris – Małym Paryżem, a przez innych Paryżem Wschodu lub Bałkanów. Dynamiczną rozbudową rumuńskiej stolicy kierowali bowiem francuscy architekci i ich miejscowi koledzy też wzorujący się na stolicy z nad Sekwany. Powstawały szerokie arterie, imponujące, chociaż także eklektyczne gmachy, parki i tereny zielone, które i dzisiaj są przedmiotem dumy Rumunów. Zmiany jakie zaszły w Bukareszcie od czasu mojego poprzedniego w nim pobytu przed laty są ogromne, ale jednak mniejsze, niż oczekiwałem czytając o zniszczeniu jednej trzeciej zabytkowego centrum najpierw przez trzęsienie ziemi, a następnie budowę komunistycznej metropolii.
Czy opinie zawarte w jednym z przewodników wydanych w języku polskim: Bukareszt to miasto, którego się nie zwiedza i które nie wzbudza u turystów stereotypowych zachwytów, natomiast jest ono terenem niekończących się poszukiwań. To miasto dla szperaczy, dla kontemplujących, dla głodnych wrażeń. Jego paradoksy i rozdrobnienie czynią z niego jedyną w swoim rodzaju stolicę w Europie. Na szperanie i kontemplację, mimo głodu wrażeń, tym razem zabrakło mi czasu. Nie pozwolił na to zbyt krótki pobyt w tym mieście.
Szerokie arterie zatłoczone są nie mniej niż warszawskie i to głównie nowoczesnymi samochodami dobrych marek. A jest ich w stolicy, jak się w niej mówi z południową przesadą, tyle co mieszkańców. Tych zaś jest około dwu milionów, nie licząc bukareszteńskiej aglomeracji. Czyli w granicach miasta – warto o tym wiedzieć – więcej niż w Paryżu. Tych arterii może zazdrościć Bukaresztowi nie tylko Warszawa, ale wszystkie pozostałe europejskie stolice. Chociaż… Kiedy spacerowałem Calea Victoriei – Aleją Zwycięstwa, gdyż przy niej znajdował się mój hotel, przeczytawszy wcześniej w przewodniku, że jest to najbardziej uczęszczana bukareszteńska ulica wzorowana na Champs Elysées, ogarnął mnie śmiech z tego porównania.
Nieistniejący podczas moich poprzednich pobytów w Bukareszcie Bulevardul Unirii, wytyczony na rozkaz Ceausescu jest jednak dłuższy i szerszy niż sławne Pola Elizejskie, chociaż daleko mu do nich pod względem architektury, o sklepach, gastronomii czy lokalach rozrywkowych nie wspominając. Bulwar ten prowadzi do – wzniesionego na sztucznym wzgórzu, aby widok był bardziej imponujący – Pałacu Republiki, obecnie gmachu parlamentu. Oczka w głowie komunistycznego dyktatora, chociaż dokończonego już po jego upadku. Ten gmach, największy w Europie i podobno drugi w świecie pod względem kubatury – 2 550 tys. m sześć. – wysoki na 12 pięter, z około tysiącem sal, westybulów i salonów o łącznej powierzchni 450 tys. m kw. stanowi obecnie jeden z głównych celów wycieczek.
Dodaj komentarz