Oulu
Słońce też się nie spieszy?

A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!
Jedziemy. Jest ładnie. Droga wije się przez las. Tęcza jest zjawiskiem nadprogramowym, zupełnie nie szkodzi, że nie całkiem naturalnym. I dalej ? dalej też ładnie.
Zaczynają się pagórki. Znajdujemy odpowiednie miejsce ? kawałek trawki nad jeziorkiem, pierwsze kamienie wystające z wody – atmosfera niemal podniosła. Klecimy jakieś szybkie jadło, rozmawiamy, jest fajnie.
Droga pachnie północną przygodą. Teren faluje dość malowniczo. Po bokach tylko brzózki ? mizerotki. Jakoś tak wyobrażałem sobie zawsze tereny, gdzie rosyjska tajga ustępuje miejsca tundrze. Liche roślinki walczące z klimatem. Surowa północ. Bezludzie? I – zaskoczenie: przy drodze przystaneczek autobusowy, zbudowany na wzór fińskiego domku, z obowiązkowymi pelargoniami w oknie ? ?w samym środku niczego?. Moja babcia w takich razach mawiała ?Popatrz: i tu ludzie żyją??. Zastanawiamy się ? skoro tu takie odludzie, to jak będzie na Nordkappie?
Do Oulu dojeżdżamy wieczorem. Po kolacji idziemy na spacer nad morze. Około północy obserwujemy dziwny pokaz w wykonaniu słońca. Polega na tym, że jest ono tuż nad widnokręgiem i przesuwa się wzdłuż niego prawie się nie zbliżając do „linii zanurzenia”. To całkiem inaczej niż u nas, gdzie słonko im bliżej horyzontu tym bardziej przyspiesza, a ostatni akt „wskakiwania do wody” trwa chyba kilkanaście sekund. A tu nie. Skandynawia. Spoko. Spokojnie wracam na kamping po aparat i Ania macha serię zdjęć. Słońce zachodzi przez pół godziny. Prawie jak na planecie Małego Księcia. Pycha!
Budzimy się na kampingu Nallikari. Jednak jasność dzienna różni się od nocnej. Jest po pierwsze jaśniejsza, a po drugie jednak słoneczna…
Dodaj komentarz