Rovaniemi
Chrapanie świętego Mikołaja
A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!
Każdy chce pojechać do Mikołaja. Kiedy przed wyjazdem rozmawiałem ze znajomymi, że Rovaniemi jest jednym z punktów wyznaczających naszą trasę, niektórzy patrzyli na siebie znacząco, ale nikt w oczy nie skrytykował.
Niestety, nie znamy ani formy tego przedsięwzięcia, ani jego organizacji, słyszeliśmy tylko, że jest istotnie skomercjalizowane – się zobaczy.
Miasto Rovaniemi otacza nas spokojem. Jakiejś zdecydowanej starówki nie znajdujemy, zachwyca nas natomiast jasna bryła „kirchy” – całkiem jak z podalpejskich miasteczek, jednakże odbija się w jeziorze już na tutejszą modłę. Jeziora w środku miasta, park z fontanną i altana jak z rosyjskiego filmu – tylko „zanimat’sa wostoczniej meditac’ej”…
Wyszło nam, że Mikołaj zamieszkuje jednak kilka kilometrów za miastem. Jedziemy zbadać. Po drodze zobaczyliśmy coś, co wprawiło nas w świetne humory, a mnie dało sporo do myślenia o różnych odcieniach kamperyzmu… Owóż jedziemy sobie mostkiem nad rzeką, aż tu naraz – dołem płynie dom. No – domek. Fiński domek w miniaturze, szczytem do przodu. W okienku jejmość sprawdza kierunek, a domek zapycha, że aż miło! Ledwie udało się uchwycić go rogiem obiektywu. Zdjęcie w każdym razie na dowód istnienia zjawiska jest, a ja myślę, jakby taki wodny domkokamper wykombinować…
Jest: „Santa Park”! Zjeżdżamy z szosy skomplikowanymi wywijasami na obszerny parking. Wprawdzie nie ma tu nikogo ale jest już po 20. Pozamykali. Trudno – popatrzymy co widać po nocy. Zaznaczam, że słonko jeszcze na niebie – oj, trudno nam będzie się do tego przyzwyczaić… Za kilka kilometrów mamy Koło Podbiegunowe z „prawdziwym” Mikołajem. Ale to już jutro.
Wracamy do Rovaniemi. Jakie to szczęście, że w Oulu daliśmy się namówić na członkostwo w jakiejś skandynawskiej organizacji kampingowej. Wzięli wprawdzie kilka euro, co mamy odrobić w zniżkach przy następnych noclegach, ale dali nieocenioną pomoc – przewodnik po zrzeszonych kampingach z pełnymi danymi adresowymi. Chwila poszukiwań – jest: Rovaniemi, adres, telefon, czy z psami, czy prysznic itp. itd. Uwaga: recepcja czynna do 23.00. A – to kupa czasu, jeszcze widno. Widno. Widno???!!! Zegarek: 22.41!!! Telefon: dzień dobry, chciałbym się zatrzymać u państwa, ale przyjadę 10-20 minut po godz. 23 – czy da się to jakoś załatwić? Nie ma problemu – poczekam na pana (chyba trafiłem na szefa). Do nas dojazd jest taki: pojedzie pan w kierunku na … za mostem skręci pan w prawo i zaraz nad rzeką jesteśmy. Czekamy. I kto powiedział, że Skandynawowie są chłodni i nieprzystępni… Jedziemy. „Wolne miejsca mam tam nad samą wodą – do jutra!” I jak się Państwu podoba?
Zupełnie nie przejmowałabym się tymi znajomymi, którzy spoglądali… Też tam była, nie podobało mi się. Ale widziałam, już wiem. Już wiem, że drugi raz nie ma powodu się tam zatrzymywać. Św. Mikołaj z Rovaniemi należy do kręgu kulturowego Kaczora Donalda i Myszki Miki. I niech sobie należy. A że znajduje wielu kupców? Znaczy, towar potrzebny. A sądząc po liczbie kupców – bardzo potrzebny. Tam można zobaczyć to bardzo dokładnie. I po to warto się zatrzymać. Raz.