Acireale
Gromkie oklaski przed kościołem

A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!
Rzecz działa się w Acireale, klimatycznym miasteczku na zachodnim wybrzeżu Sycylii. Przyjechaliśmy tam koleją z Katanii. To kilka stacji, niedaleko.
I gdy po dłuższym spacerze od dworca do centrum dotarliśmy wreszcie na główną ulicę, usłyszeliśmy gromkie oklaski dochodzące spod kościoła. W niebo poleciały białe baloniki. Ślub? – pomyślałam. Nic podobnego – pogrzeb.
Nowy obyczaj
Zwyczaje pogrzebowe na Sycylii łączą tradycję i nowe mody. Pomysł by na pogrzebie klaskać w dłonie, czyli po prostu bić brawa, jest ponoć we Włoszech dość nowy, ale rozpowszechnia się szybko. Jego ojczyzną nie jest wcale Sycylia. Jak wyczytałam na branżowym portalu www.funeralis.pl, po raz pierwszy owacje podczas pogrzebu miały miejsce w 1973 roku, gdy chowano sławną aktorkę Annę Magnani. Od tego czasu brawa stają się coraz częstszym zjawiskiem, szczególnie jeśli zmarłym jest ktoś ważny, wybitny lub którego nagła śmierć wstrząsnęła społecznością. „Niektórzy twierdzą, że to telewizja wprowadziła ten zwyczaj. Oklaski we włoskiej telewizji są wszechobecne. Podczas jakiegokolwiek programu co sześćdziesiąt – siedemdziesiąt minut klaszcze się. Nawet 'minuta ciszy’ należy już do przeszłości. Po dziesięciu sekundach milczenia zaczyna się klaskać w dłonie. To fenomen typowo włoski” – pisze Urszula Arczewska, autorka artykułu na wspomnianym portalu. A baloniki? Pewnie symbolizują duszę uchodzącą do nieba. Ten pomysł znany jest i w Polsce, choć – może się mylę – wypuszczane bywają tylko gdy chowane jest zmarłe dziecko.
Inaczej niż u nas, podobnie jak u nas
Na Sycylii, tak jak dawniej bywało i u nas, zwłaszcza na wsi, ciało zmarłego w otwartej trumnie wystawiane jest w domu. Nawet jeśli ktoś umarł w szpitalu, zwłoki wracają do mieszkania zmarłego. To po to, by rodzina, przyjaciele i znajomi mogli pożegnać się z nim pożegnać. Członkowie rodziny czuwają w tym czasie przy trumnie. Kobiety płaczą głośno, choć płatne płaczki odeszły już chyba do przeszłości. Drzwi domu otwarte są w dzień i w nocy by każdy mógł wejść i towarzyszyć rodzinie w żałobie. Tradycyjnie żałobnicy przynosili ze sobą trochę gotowego jedzenia, by wesprzeć rodzinę w trudnym dla niej czasie, by nie musiała się kłopotać przynajmniej przygotowaniem posiłku. Teraz bywa, że na klepsydrach rodziny piszą, by tego nie robić. Stypy natomiast nie ma.
Otwarte mogą być również wszystkie okna, aby dusza mogła łatwo odejść a śmierć nie zadomowiła się w mieszkaniu. Zasłania się, jak u nas dawniej na wsi, lustra – także chyba po to, by dusza nie przejrzała się w nim i nie zechciała zostać na ziemi. Na pogrzeb, który następuje dość szybko, najczęściej drugiego dnia, ludzie ubierają się dość dowolnie. Nie ma obowiązku występowania w czerni, choć najbliżsi zmarłego noszą czarne ubrania nawet przez rok po jego śmierci. Kwiaty są dobrze widziane i zwykle pozostają w kościele, w którym odprawiana była msza za zmarłego. Cmentarze współczesne często mają formę kolumbariów, dawniejsze to małe miasteczka pełne domkowych kapliczek-grobowców.
A tuż za rogiem…
Obserwujemy żałobników z oddali. Wynoszą zz kościoła trumnę, podnoszą do góry. Znów fala oklasków. Rodzina przyjmuje kondolencje, trumna trafia do karawanu. Zaraz pojadą na cmentarz. Ruszamy i my w swoją stronę. Za chwilę znów słyszymy oklaski. Kolejny pogrzeb? Nie, ślub tym razem. Na schodach ratusza ustawia się do zdjęcia młoda para z weselnikami… I jeszcze jedna obserwacja: karawan był srebrny, samochód pary młodej – czarny.
To tak wygląda jakby pomylili pogrzeb ( funerale wł. ) ze ślubem ( matrimonio wł. ) .