Litomyšl
Portmoneum, czyli demony i biblijne sceny

A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!
Kilkaset metrów na wschód od renesansowego (Lista Dziedzictwa UNESCO) zamku w Litomyszlu (Litomyšl), w rodzinnym mieście jednego z dwu największych kompozytorów czeskich Bedrzicha Smetany, oraz niedaleko od nazwanego jego imieniem centralnego placu tego 10-tysięcznego miasta, stoi skromny parterowy domek kryjący w sobie jedno z najbardziej niezwykłych muzeów sztuki.
To w nim, przy ulicy Terezy Novákove 75, mieści się Portmoneum. Muzeum Jozefa Váchala (1984-1969), noszące nazwę jaką nadał mu on w 1924 roku w swojej „Krwawej powieści”.
Josef Váchal – artysta niedoceniony za życia
Josef Váchal był wyjątkowym, niesamowitym artystą niedocenionym za życia. A także poetą – wiersze pisał już jako 16-latek, pisarzem, znakomitym grafikiem i twórcą książek artystycznych. Traktował je jako specyficzne dzieło sztuki. I sam realizował cały proces ich powstawania. Od rękopisu, poprzez skład tekstu, kolorowe bądź czarno-białe drzeworyty, po ich druk i oprawę. Swoje „książki artystyczne” wydawał na ręcznie czerpanym papierze w ilości od jednego do dwudziestu egzemplarzy. Niektóre z nich można tu obejrzeć. Poza książkami twórca ten zajmował się grafiką artystyczną. Przede wszystkim korowymi drzeworytami i ilustracjami książkowymi. Ale również malarstwem, dekorowaniem ceramiki, dekoracją malarską i snycerską mebli. I to one przyciągają do tego muzeum miłośników sztuki, chociaż bardzo specyficznej. Na prośbę właściciela tego mieszkania składającego się z sieni, kuchni i dwu niewielkich pokoi, Jozefa Portmana, Váchal je ozdobił w latach 1920-24. Portman był urzędnikiem, drukarzem – amatorem i miłośnikiem sztuki, który zaprzyjaźnił się z artystą.
28 niesamowitych scen
W rezultacie powstało dzieło niezwykłe, wobec którego trudno pozostać obojętnym niezależnie od tego, czy ono komuś się podoba, czy odrzuca taką sztukę. Bardziej przypomina ona bowiem malarstwo prymitywne. Pierwsze wrażenie po wejściu do tych wymalowanych izb, to odczucie, że znaleźliśmy się w pokrytym freskami średniowiecznym klasztorze lub świątyni, niekoniecznie chrześcijańskiej. A po skoncentrowaniu na detalach i scenach, że może to jednak „dom wariatów”. Ze ścian, sufitów, mebli i innych sprzętów domowych widza atakują bowiem demony, węże i dziwne stwory, czy wirujące krasnoludki. Ale równocześnie uspokajają górskie pejzaże, puszcza tropikalna z barwną zwierzyną i ptactwem, ogląda się symbol nieskończoności: węża gryzącego w kręgu własny ogon.
Dodaj komentarz