Atuncolla
Prawdziwy targ w peruwiańskiej wiosce

Dla turystów nie ma tu absolutnie żadnych pamiątek. A to jest najlepszym dowodem, że jest to autentyczny, „wewnętrzny” indiański targ. Nasza zaś na nim obecność stanowi ewenement...
fot: Cezary Rudziński
Atuncolla. Prawdziwy targ w peruwiańskiej wiosce
Na targu oferowane jest wszystko, co może być potrzebne mieszkańcom tych stron: maczety i inne narzędzia oraz artykuły metalowe niezbędne w domu i gospodarstwie.
To już 10 lat! Materiał został zamieszczony w naszym portalu ponad dekadę temu.
A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!

Czy chcecie zobaczyć prawdziwy indiański targ, bez „gringo” – obcych i nie dla turystów? – zapytał po zwiedzeniu Sillustani nasz ajmarski przewodnik. – Oczywiście jedziemy!

W pobliskiej wiosce Atuncolla centralny plac wypełniają stragany i różnego rodzaju wózki. Towary oferowane są z płacht rozłożonych na ziemi, bądź worków i toreb ustawionych pod boczną ścianą kościoła. Obecna wieś Atuncolla z kościołem z czasów kolonialnych była preinkaską stolicą tutejszego ludu. A jej nazwa w języku Amara znaczy „wielki obszar”.

Kobiety w kapeluszach

Na targu oferowane jest wszystko, co może być potrzebne mieszkańcom tych stron: maczety  i inne narzędzia oraz artykuły metalowe niezbędne w domu i gospodarstwie. Szeroka gama obuwia i odzieży: bluzek, spódnic, a także chust, rękawic, kapeluszy. Wszystkie indiańskie kobiety mają tu bowiem na głowach kapelusze. Przy czym większość małe meloniki z podwiniętymi do góry rondami. To nakrycie głowy, używane także przez Indianki boliwijskie, na co zwróciłem już uwagę w tamtym, sąsiednim kraju, pozwala znawcom od razu określić, z jakiego plemienia czy rodu pochodzi kobieta. To określa kolor: brązowy, beżowy, popielaty, szary lub czarny. A także… czy jest ona wolna, czy zamężna lub zajęta. Pierwsze noszą meloniki filuternie przekrzywione na prawą lub lewą stronę. Pozostałe założone prosto. Co nie przeszkadza, że spotyka się niewiasty, które sposobem noszenia kapelusika sygnalizują, że są stanu wolnego, ale na plecach niosą dziecko… Jedno drugiego zresztą nie wyklucza.

To, co potrzebne do życia

Na targu w Atuncolla można nabyć także artykuły spożywcze: różne gatunki fasoli i innych roślin strączkowych, wiele nieznanych mi przypraw, a także mięso, ryby, sery, makarony itp. Kto zgłodniał, może posilić się czymś gorącym – np. małymi rybkami smażonymi bez patroszenia, lub jakimś zimnym daniem. W warunkach dalekich jednak od sterylnych. Są nawet lody „własnej roboty”, nakładane łyżką z metalowych, ocynkowanych puszek trzymanych w lodzie. Dla turystów nie ma tu absolutnie żadnych pamiątek. A to jest najlepszym dowodem, że do autentyczny, „wewnętrzny” indiański targ. Nasza zaś na nim obecność stanowi ewenement. Jesteśmy jednak traktowani z życzliwą obojętnością. Nikt nam, tak jak bywa to w miejscowościach częściej odwiedzanych przez turystów, niczego nie proponuje, nie usiłuje sprzedać. My też niczego nie kupujemy. Mamy inne potrzeby, żyjemy w różnych światach. Tylko na widok aparatu fotograficznego indiańskie kobiety odwracają głowy…

Poczytaj więcej o okolicy:

 
Dodaj komentarz
(Dozwolone typy plików: jpg, gif, png, maksymalny waga pliku: 4MB.)
(wymagany, niepublikowany)
Wszystkie materiały zamieszczone na naszym portalu chronione są prawem autorskim. Możesz skopiować je na własny użytek.
Jeśli chcesz rozpowszechniać je dla zysku bez zgody redakcji i autora – szukaj adwokata!
Zamknij