Coro
Stare miasteczko i lotne piaski
A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!
Na początku wcale nie planowałam zwiedzać Coro, małego miasteczka na wybrzeżu Wenezueli. Jednak przez problemy z zakupem biletu na Arubę, zmuszona byłam zatrzymać się tutaj na kilka godzin. To była jedna z lepszych decyzji, bo trafiłam na prawdziwą perłę.
Jest tu tak piękne że postanawiałam zostać na kilka kolejnych dni i całkiem niespodziewanie to właśnie tutaj, w tym kolonialnym, prowincjonalnym miasteczku, kończę swoją wędrówkę po Ameryce Południowej.
Bez tłoku, po sezonie
Nocleg znajduję w uroczej posadzie, wenezuelskim guest housie, w którym do poszczególnych pokoi wchodzi się wprost z przestronnego patio. Jako że jestem jedynym gościem, codziennie z właścicielem Joaco, chodzimy na targ kupować świeże warzywa, potem przy muzyce gotujemy obiad i obowiązkowo parzymy kawę. W mieście nie ma już turystów, właśnie zakończył się sezon, wiec w spokoju można rozkoszować się ciszą. Pierwsze dni spędzam w wygodnym hamaku i książką w ręce. Posadę od ulicy oddziela gruby mur, dlatego nie dochodzą tu żadne hałasy, tylko czasem słychać echo dzwonka z sąsiedniej szkoły.
Dolary na boliwary
Gdy nagle kończy mi się gotówka Joaco umawia mnie na spotkanie z Nino, pracownikiem tutejszego hotelu, w wolnych chwilach trudniącego się nielegalną wymianą pieniędzy. W całej Wenezueli z powodu zabójczej prowizji turyści prawie nigdy nie korzystają z bankomatów czy banków. Umawiamy się w recepcji hotelowej, Nino to wiecznie uśmiechnięty mężczyzna w średnim wieku. Po krótkiej pogawędce na temat pogody, jego pracy i Lecha Wałęsy (Nino nawet zapytał czy znam go osobiście) dostaję w końcu swoje pieniądze. Zaraz po południu, z nową gotówką w kieszeni wybieram się na zwiedzanie.
Najstarsze miasto w okolicy
Coro to stolica stanu Falcon, siedziba pierwszego biskupstwa, najstarsze miasto w zachodniej Wenezueli, a także jedna z pierwszych osad w całej Ameryce Południowej. Doskonale opiera się upływającemu czasowi i w większości zachowało swój pierwotny wygląd. Dzięki temu kilka lat temu zostało wpisane na listę UNESCO. Większość tutejszych budynków to kolorowe kamienice z wielkimi okiennicami i rzeźbionymi kratami, otaczają je brukowane wąskie ulice. Moja posada leży zaledwie kilka przecznic od serca miasta, Plaza San Clemente. Znajduje się tu m.in. XIX-wieczny kościółek Iglesia de San Francisco, a także budynek dawnego klasztoru, obecnie przerobiony na muzeum.
Park Narodowy lotnych piasków
Wielką tutejszą atrakcją jest położony zaledwie kilka kilometrów od miasta Park Narodowy Los Médanos de Coro, gdzie można podziwiać olbrzymie ruchome wydmy o wysokości sięgającej nawet do 25 m. Coro znajduje się na półwyspie Paraguana słynącego z niezwykle silnych wschodnich wiatrów, które przez lata kształtowały tutejsze wydmy, a także doskonale sprzyja ich efektownemu przemieszczaniu się. Sama nazwa Coro, oznaczała pierwotnie wiatr. Dla amatorów kąpieli zarówno wodnych jak i słonecznych, niedaleko miasta znajduje się również ładna plaża.
Dodaj komentarz