Wenezuela
Czas i sprawy mają tu inny tor…
A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!
Trochę tu gorąco, to znaczy – bardzo gorąco. Gorzej, że stopy mi spuchły, moja wina, nie posmarowałam na plaży… Wymiana pieniędzy na czarno, wieczorem, to kiepski patent. Nie miałyśmy innego wyjścia, ale nam poszło.
Wenezuela – tu życie płynie inaczej. Czas i sprawy należy zostawić własnemu torowi, a wszystko się ułoży. Z zachodnim liczeniem czasu pożegnałyśmy się od razu na wstępie. Cierpliwości trzeba się uczyć wszędzie, choćby w kolejce do samolotu. Stałyśmy grzecznie, bez klimatyzacji przez pół godziny, aż przyjechał pilot z załogą, „bo przylecieli późno, mieli turbulencje”. Dowiedziałam się, bo zapytałam. Oczywiście nikt nic nie powiedział, ani nie przeprosił. W samolocie okazało się, że każdy siada jak mu się podoba, wiec musiałyśmy sobie wyszukać miejsce. Na moim mieszkały akurat karaluchy. Pewnie było im mokro na miejscu sąsiadki, gdzie skraplała się woda z niesprawnej klimatyzacji. Wyleciałyśmy z trzydziestominutowym opóźnieniem, a miałyśmy godzinę na przesiadkę w następnym porcie… Poszłyśmy na całość ustawiając loty według europejskich wzorców, czyli planując godzinę-półtorej na przesiadki. No i liczymy że pilot tym razem nie zaśpi, ani że o nas nie zapomną na liście pasażerów. Mamy bilety choć to niczego przecież nie gwarantuje…
W kolejnym samolocie uprzykrzali nam życie dwaj pijani nieszczęśnicy – jak podejrzewałyśmy. W rozmowie z pilotem dowiedziałyśmy się jednak, że byli wprost przeciwnie – szczęśliwcami, którzy jechali do domu w Brazylii by roztrwonić zarobione pieniądze. A że ciężko było im się rozstać z narzeczonymi w dżungli, musieli dodać sobie animuszu. Podobno tak żyje 90 proc. z poszukiwaczy złota… Zamawiają telefony satelitarne i inne gadżety do tej dżungli, żyją ze złota w domkach z blachy, by później kilkanaście tysięcy dolarów rozpuścić w dwa tygodnie. Wracają do narzeczonych, które czekają cierpliwie, bo ktoś musi w końcu je utrzymać i zamawiać jednorazowe pieluszki awionetką…
Pilot, pan w wieku wczesno-emerytalnym pomaga utrzymać się córce – księgowej i głosował za Chávezem, ale teraz jest zdecydowanie „contra”. Większość ostatnich rozmów koncentruje się na tutejszej polityce i jej głównym przywódcy. Z zainteresowaniem śledzimy blokadę drogi, mam nadzieję że to nas nie dotknie… Jutro jedziemy autobusem…
Dodaj komentarz