Dublin
To tylko dotknięcie Irlandii…

A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!
Kilka dni to za mało, aby poznać kraj, ale dotknąć już można. Było to moje pierwsze spotkanie ze Szmaragdową Wyspą.
Jak tylko najdalej sięgnę pamięcią, Irlandia zawsze kojarzyła mi się pozytywnie, przede wszystkim jako miejsce pielęgnowania dorobku myśli ludzkiej, sięgającej starożytności.
Styczniowa aura w Polsce nie odbiegała od tej, którą zastaliśmy po wylądowaniu w Republice Irlandii a konkretnie w stolicy tego państwa, czyli w Dublinie (na Zielonej Wyspie stanęłam wraz z mężem i córką). Zima w Irlandii nie przypomina naszej zimy, chociaż w 2020 roku mieliśmy łagodną. Temperatury są plusowe i nawet w styczniu kwitną róże.
Tożsamość jest matką wspólnoty
Irlandia ma podobną historię do naszej. Okupowana przez stulecia przez Anglików, nigdy się nie poddała. W Irlandii wszystko jest irlandzkie i widać to na każdym kroku, a jej mieszkańcy są z tego dumni. Doskonale wiedzą, iż tożsamość jest matką wspólnoty. Wszystko tam dotyka historii, celtyckich legend i nieustannej walki o niepodległość. Pierwszym symbolem, który wypatrzyłam w drodze z lotniska do hostelu wzdłuż rzeki Liffey, była harfa, a konkretnie most w jej kształcie, pięknie oświetlony, bo był już wieczór. Harfa jest godłem Irlandii.
Symbolem narodowym jest także trójlistna koniczyna. Gdy zwiedzaliśmy Dublin i jego okolice wizerunek harfy i koniczyny towarzyszył nam dosyć często. Od razu po wylądowaniu na ziemi irlandzkiej uwagę naszą zwracała dwujęzyczność napisów, po celtycku i po angielsku oraz bajecznie kolorowe drzwi wejściowe do budynków, przyciągające wzrok również ozdobnymi kołatkami, gałkami i zwieńczeniami.
W Irlandii jest zielono
I to nie tylko dlatego, że trawa jest zielona, w dodatku we wszystkich możliwych jej odcieniach, także zimą. Mogłam się napatrzeć na tę zieleń, głównie będąc w górach Wicklow, które podziwialiśmy na przestrzeni kilkudziesięciu kilometrów. Pasmo górskie rozciąga się na południe od Dublina. Kolor zielony jest jednym z trzech, które tworzą barwy narodowe, ale to on jest głównie widoczny na irlandzkich ulicach. Przede wszystkim jest znakiem rozpoznawczym katolików, stąd też wielu naszych rodaków, którzy w poszukiwaniu pracy trafili na Zieloną Wyspę, poprzez ten kolor podkreśla swoją przynależność do kościoła katolickiego. Kiedy wchodzi się na przykład do sklepu z pamiątkami, to aż się zielono robi od tej zieleni, jako że większość gadżetów jest w tym kolorze.
Łączy nas walka
Chociaż mieliśmy kupione bilety autobusowe na całość pobytu, znaczną część Dublina przeszliśmy pieszo, aby poznać lepiej to miasto. Docieraliśmy do miejsc bardziej i mniej znanych. Na dłużej zatrzymałam się przed Pomnikiem Irlandczyków, którzy dotknięci wielkim głodem w latach 1845-49 próbowali za chlebem dostać się za ocean Atlantycki. Śmiercią głodową zmarło wówczas około miliona osób. Kiedy znalazłam się przed tym monumentem, rozpłakałam się…
Dodaj komentarz