Borneo
W „długim domu” Ibanów
A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!
Hotel na wzór tradycyjnego domostwa
Nasz hotelowy „długi dom” nieco różni się od typowego. Ma też obszerny taras, ale z aneksem kuchennym, skąd otrzymujemy herbatę lub kawę, wieczorem skromną kolację. Obok są dwuosobowe boksy o ściankach z cienkich bambusów. Moskitiera szczelnie zakrywa posłanie z czystą pościelą. W budynku jest także toaleta i umywalnia. Natarci płynami odstraszającymi komary – malaria, to na Borneo jeszcze nie przeszłość – wieczorem przechodzimy do domu gospodarzy. Na werandzie przekazujemy upominki – słodycze dla dzieci.
W gościnie u gospodarzy
Jesteśmy częstowani napojami z ryżu: czymś w rodzaju wina – słabszym, lub wódki – mocniejszym. Później oglądamy tańce, demonstrowanie obrzędów mieszkańców dżungli. Na zakończenie spotkania weranda zamienia się w bazar. Mieszkańcy oferują rozłożone na matach swoje wyroby: drewniane maski, figurki, ozdoby z włókien, malowane makaty i dziesiątki innych przedmiotów. Targi trwają długo, upusty pierwotnych cen sięgają nawet 70-80 proc., chociaż nie zawsze dochodzi do transakcji.
Lokalne rozrywki
Noc w dżungli, chociaż elektryczność jest wyłączana, mija bez sensacji. Rano znowu odwiedzamy gospodarzy, poznajemy życie codzienne. Jest nawet sklepik z lodówką pełną m.in. puszek napojów orzeźwiających i piwa. Oglądamy i sami bierzemy w tym udział, pokaz strzelania z dmuchaw, następnie walkę kogutów – do pierwszej krwi. Tradycyjna, z zakładami, walka kogutów, kończąca śmiercią przynajmniej jednego z każdej pary, jest w Malezji zabroniona.
Przewodnik wyraźnie opóźnia powrót do cywilizacji. Wreszcie ruszamy tą samą drogą. Łodziami do przystani, gdzie czeka autokar. Gdy zatrzymujemy się na lunach, powód zmiany programu jest jasny. Nasz Cicerone przywiózł nas do tej samej chińskiej jadłodajni gdzie już jedliśmy. Prowadzą ją jego krewni, a każdy tutejszy grosz ma swoją wartość…
Rehabilitacja orangutanów
Krewniacy zarobili, my niestety straciliśmy sporo czasu, którego zabrakło na lepsze zapoznanie się z pięknym parkiem – fragmentem dżungli w Semengok, gdzie znajduje się sławne Centrum Rehabilitacji Orangutanów. Zwierzęta te są w Malezji pod ścisłą ochroną. Te, które wcześniej były nielegalnie trzymane przez ludzi, urodziły się w niewoli itp., są tu przygotowywane do samodzielnego życia w dżungli, w którą przechodzi park. Spóźniliśmy się na porę, w której zwierzęta mające jeszcze problem z samodzielnym zdobyciem pożywienia, schodzą na dokarmianie. Jeden młody orangutan nas zobaczył, szybko zszedł z odległego o kilkadziesiąt metrów wysokiego drzewa, podszedł przyjaźnie przywitał się, pozował do zdjęć, ale nagle lunął deszcz. Gdy okazało się, że nie mamy bananów, zrobił gest „cześć” i zniknął w gęstwinie.
Dodaj komentarz