Worochta
Kolebka polskich skoków narciarskich
A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!
Piękna cerkiewka, obok której stoję, przeniesiona tu została w roku 1780 ze wsi Jabłonica. Wewnątrz jest ikonostas oraz trzy ołtarze i wiele innych zabytkowych detali. Niestety, podobnie jak stojąca kilka metrów od niej dzwonnica z maleńkim muzeum, także drewniana i w tym samym stylu spotykanym tylko w dolinie Prutu, jest zamknięta. Obok świątyni stoi stary, zabytkowy kamienny krzyż, a przy szosie, do której po chwili schodzę w dół, kapliczka. W miejscu, w którym, jak głosi na niej napis, w 1602 roku zostało zapoczątkowane chrześcijaństwo we wsi Worochta.
Pamięć o ofiarach banderowców
Spod tej cerkiewki widzę przez gałęzie drzew, na cmentarzu za niewielkim parowem inną, większą, też drewnianą cerkiew. Zbudowano ja przed wojną, stylem nawiązuje do huculskich, niedawno odnowiono. Ma dużą centralną oraz cztery mniejsze cebulaste kopuły, pokryte świeżo błyszczącą wypolerowaną blachą, mającą imitować kolor złoty. Z bijącymi w oczy tandetą szmaragdowo-złotymi latarniami, na których osadzono krzyże na małych kopułkach. Przechodzę do niej, ale również jest zamknięta. Na cmentarzu natrafiam jednak na zbiorowy grób kilku polskich rodzin z czarną tablicą poświęconą – z ich imionami i nazwiskami – zamordowanym w noc sylwestrową 1944/1945 roku. Tablica jest po polsku, fragment także po ukraińsku, ale bez informacji, że to ofiary miejscowych nacjonalistów. Tablicę tę wstawili w 2005 roku ocaleli z tego pogromu potomkowie pomordowanych.
Droga pod wiaduktem
Spacerując po Worochcie zauważam również stary, chyba z początku ubiegłego wieku, drewniany, piętrowy z poddaszem pensjonat z kilkoma talerzami anten telewizyjnych. Ale również betonowe „klocki” mieszkalne z czasów sowieckich. Jest stacja kolejowa, a drugą po starej huculskiej cerkiewce tutejszą atrakcją są dwa ogromne kamienne łukowe wiadukty kolejowe nad Prutem. To elementy trasy zbudowanej w latach 1894-96, przez inż. Stanisława Rawicz-Kosińskiego. Nadrzeczna droga prowadząca pod tymi wiaduktami należy do najbardziej dziurawych i koszmarnych, po jakich ostatnio jeździłem na Ukrainie. Moją uwagę zwraca jednak stojąca przy niej kapliczka w dziupli i na pniu starego drzewa…
„Na cmentarzu natrafiam jednak na zbiorowy grób kilku polskich rodzin z czarną tablicą poświęconą ? z ich imionami i nazwiskami ? zamordowanym w noc sylwestrową 1944/1945 roku. Tablica jest po polsku, fragment także po ukraińsku, ale bez informacji, że to ofiary miejscowych nacjonalistów. ” Ot, kwintesencja Ukrainy.
zamordowani przez UPA