Sydney
Zła reputacja wabi do Kings Cross

A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!
Jeszcze nie tak dawno dzielnica Kings Cross miała najgorszą reputację w całym Sydney. Kojarzono to miejsce przede wszystkim z handlem narkotykami i domami publicznymi, stąd popularnie nazywano je, dzielnicą czerwonych latarni.
Jej historia pełna jest ponurych faktów, na początku była to kolebka bohemy, potem stolica przestępczości, do dziś w powietrzu unosi się tu atmosfera niepewności i niepokoju. Ale to właśnie ten specyficzny klimat, który dawniej odstraszał i zniechęcał do odwiedzin, dziś przyciąga ludzi spragnionych czegoś nowego. Obecnie to miejsce staje się coraz bardziej popularne i modne, a co się z tym wiąże, coraz droższe. Wprawdzie w dalszym ciągu reputacja Kings Cross pozostaje dość mętna ale to tylko dodaje jej niepowtarzalnej osobowości, bo gdzie indziej można znaleźć miejsce gdzie kluby ze striptizem sąsiadują z luksusowymi restauracjami, a drogie hotele stoją naprzeciwko schronisk młodzieżowych. To właśnie młodym ludziom, backpackersom, Kings Cross zawdzięcza swoje odrodzenie. Ponieważ dzielnica jest dość blisko centrum była idealnym miejscem do stworzenia doskonalej bazy turystycznej, szczególnie dla ludzi podróżujących z ograniczonym budżetem.
Dziś jest to największe w kraju skupisko tanich hoteli, hosteli i schronisk młodzieżowych. W bardzo szybkim czasie popularność tego miejsca wśród młodej klienteli dostrzegli restauratorzy, hotelarze i właściciele klubów nocnych, tworząc tutaj tętniące życiem zagłębie rozrywki. Pomimo że dzielnica jest teraz miejscem o wiele bezpieczniejszym niż jeszcze parę lat temu, to jednak w dalszym ciągu trzeba pozostać bardzo czujnym, szczególnie w późnych porach dnia. Łatwo można paść ofiarą kradzieży, a zapuszczanie się samemu w nieciekawe zaułki może skończyć się niezbyt miłym przeżyciem.
Do zwiedzania nie ma tutaj jednak za wiele. Obowiązkowym punktem na mapie każdego turysty zapuszczającego się w te rejony jest zdjęcie przy fontannie przypominającej kształtem olbrzymi dmuchawiec, postawionej ku czci żołnierzy australijskich wałczących w czasie II wojny światowej. Ja uważam, że najciekawszą atrakcją tej dzielnicy jest bez wątpienia obserwacja. Najlepiej ulokować się w wygodnym barze i przy drinku przyglądać się gwarowi ulicy, który przypomina osobliwa mozaikę. Podejrzane typy mijają się z tabunem turystów, młodzi podróżnicy zerkają na roznegliżowane piękności o wątpliwej reputacji, darkqeen w kolorowych perukach lawirują pomiędzy tłumem.
Mimo coraz większej popularności i komercjalizacji, Kings Cross nadal opiera się banałowi i zachowuje swój ciemny charakter, za który, na ironię, tak kochają go ludzie odwiedzający to miejsce.
Dodaj komentarz