Singapur
Smaki, kolory, zapachy…
A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!
Singapur imponuje od samego początku. Tutejsze lotnisko uważane jest za jedno z najpiękniejszych na świecie. Podobnie jak całe miasto, które przez wielu nazywane jest jednym z najczystszych i najlepiej zorganizowanych metropolii nie tylko w Azji ale i na całym globie.
Niestety, jest to drogie miejsce, dlatego jedyna tania opcja zakwaterowania to dzielone z innymi ludźmi dormitorium – w wielkiej hali kilkadziesiąt piętrowych łóżek przyklejonych jedno do drugiego. Cały pierwszy dzień spędzam właśnie w takim pokoju, lecząc się z choroby, która dopadła mnie jeszcze na Bali. Dopiero następnego dnia, nafaszerowana tabletkami, wyruszam na zwiedzanie. Na szczęście hostel znajduje się w centrum miasta, dlatego spacerkiem, na jeszcze chwiejących się nogach, pierwsze kroki kieruję do pobliskiego Chinatown.
Społeczność chińska jest tutaj olbrzymia, dlatego dzielnica jest jedną z najważniejszych w całym mieście. A ponieważ trafiłam akurat na zbliżające się obchody chińskiego nowego roku, mam okazję oglądać to miejsce w najpiękniejszej oprawie. Wszystkie ulice przystrojone są kolorowymi ozdobami, czerwonymi lampionami i złotymi dzwonkami, co jakiś czas pojawiają się też parady z tańczącym smokiem w akompaniamencie głośnych bębnów. Z każdego zakamarka dobiega muzyka i odgłosy radosnego biesiadowania. Kierując się zapachami kadzidełek docieram do wielkiej świątyni z pięknym ogrodem na dachu.
Jednak, to co ma najlepszego do zaoferowania ta dzielnica to bez wątpienia jedzenie. W tutejszych restauracjach można spróbować prawdziwych rarytasów kuchni państwa środka. Na niemal każdej ulicy rozstawione sa prowizoryczne restauracje, budki z przekąskami, małe bary oferujące przepyszne zupy.
Ale tak naprawdę cały Singapur słynie z wyśmienitej kuchni. Miksują się tutaj najróżniejsze smaki ze wszystkich zakątków świata. Czas, w którym odwiedzam miasto wydaje sie naprawdę szczęśliwy, bo oprócz przygotowań do chińskiego nowego roku trafiam też na wielki festiwal jedzenia. Wzdłuż ulicy rozstawione stragany uginają się od specjałów kuchni z całej Azji, każdy z osobna oferuje tylko jeden rodzaj dania ale i tak wybór jest ogromny.
W końcu po długich wahaniach, decyduję się na słynne singapurskie noodle – makaron z owocami morza i warzywami w rewelacyjny sposób doprawiony najróżniejszymi przyprawami, przysmażony na aromatycznym oleju. Ten niezwykle smakowity dzień kończę na Clarke Quay, znajdującej się w zagłębiu rzeki rozrywkowej części miasta, ze stylowymi barami, restauracjami i nocnymi klubami.
Dodaj komentarz