Balaton
Północ czy południe? Prawdy i mity

A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!
* Jedyna piaszczysta plaża jest właśnie na południu, w Balatonlelle. Piasek na nią został nawieziony, latem, zwłaszcza w weekendy nie ma szans na rozłożenie na niej ręcznika, o ile nie zajmiemy miejsca o świcie. Piaskiem jest też wysypany siófocki Coke Club na głównej plaży w mieście, choć to raczej imprezowe miejsce dla młodzieży, a nie kącik zabaw do stawiania babek. Na plażach dla dzieci swobodnie można bawić się w budowanie zamków przy brzegu. Piasek ma szary kolor.
* Południowy brzeg jest płaski, a raczej inaczej ? szerszy jest płaski pas nadbrzeża, miasta równają się z poziomem wody, a górki, także pełne winnic, mają dopiero za plecami. Choć to też nie do końca prawda, bo np. Balatonvilágos czy Balatonföldvár częściowo położone są na skarpie.
* Jest jeszcze dodatkowy walor: jak się z południowego brzegu patrzy na północny, to widzi się Balaton i nad nim malownicze wzgórza. Jak się z północnego brzegu patrzy na południowy, to widzi się kreskę.
* Siófok, które jest nazywane stolicą Balatonu, bo jest największym balatońskim kurortem, ciągnie się 17 km wzdłuż brzegu. Jak ktoś chce, może być tam, gdzie są tłumy. Ale jak ktoś nie chce, to bez trudu znajdzie miejsce, gdzie jest cisza i spokój. Ta reguła dotyczy wszystkich miejscowości na południowym brzegu. Słyną z gwarnego życia nocnego, tak pożądanego przez ludzi młodych, ale też nie brak tu atrakcji dla dzieci, które są równie ważnymi gośćmi.
* Tuż obok jest Zamárdi, bardzo lubiane przez rodziny z dziećmi. Staramy się odkryć dla Polakow Balatonfenyves (czyt. Balatonfeńwesz), które jest położone na zachodnim krańcu południowego brzegu. Letnisko bardzo popularne wśród Węgrów, a w ogóle nie znane za granicą. Cisza, dzika przyroda i niskie ceny.
Katarzyna Kociuba jest autorką
przewodnika „Węgry” wydanego w 2018 r.
nakładem wydawnictwa Pascal.
Więcej o tym przewodniku
w naszym portalu
Prawdą jest, co napisano. Byłam kiedyś kilkakrotnie po północnej stronie Balatonu, zagospodarowanej, gwarnej, miejskiej. Jakież było moje zdziwienie, gdy wylądowałam przypadkiem na kempingu po stronie południowej. Po pierwsze na rzeczonym kempingu nie było twardej spalonej ziemi, tylko miękka, zielona trawka (sierpień). Po drugie – ludzi jak na lekarstwo (w porównaniu z takim Balatonfured). Po trzecie… tu trochę gorzej do wody trzeba było iść najpierw po długim pomoście przez trzciny, potem – bardzo daleko już w wodzie, by popływać. Woda do pól uda, nic więcej. Ale ja znacznie lepiej wspominam południe. I polecam.
Wypoczywamy nad Balatonem pierwszy raz i aż się sobie dziwię, że dopiero po dziesiątkach lat turystyki kempingowej, dopiero teraz odkryliśmy to urocze miejsce. Jest to, bez rozgrzeszania, samego siebie, zasługa potocznych opinii, na temat Balatonu, jakie można usłyszeć i przeczytać, w języku polskim. Polacy mogą czuć się tutaj nieswojo, gdyż niewiele możemy przeczytać, a raczej nic nie zrozumiemy. Sporadycznie można spotkać jakieś objaśnienia w języku polskim i to raczej na zasadzie tłumaczenie menu restauracji translatorem Google. Biwakujemy na północnym brzegu, w miejscu o łagodnym spadku. Tablice informujące o głębokości wody 125 cm są posadowione w wodzie około 200 m od linii brzegowej. Na kempingu mnóstwo małych dzieci. W zdecydowanej przewadze Węgrzy. Ceny jak w Chorwacji, jednak biorąc pod uwagę odległość z Polski, wychodzi dużo taniej. Trasy rowerowe w ciągu dnia prowadzą przez ciekawe krajobrazy, a po zmroku dają posmakować kurortowego życia. P. S. Miał to być nasz przystanek w drodze na Chorwację, a spędziliśmy tutaj cały urlop.