Sinemorec
Piekne plaże wśród skał
A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!
Jechaliśmy już długo, zdecydowanie za długo, gdzieś z centralnej Bułgarii. Zdawało nam się, że za Sozopolem, na południu bułgarskiego wybrzeża szybko znajdziemy ładny kemping nad brzegiem morza, czysty, przyzwoity, taki na odpoczynek po trudach podróży.
Nic takiego jednak nie było. Albo brzeg morski zabudowany hotelami, albo hotele w budowie, albo brudne dość krzaki. Zaczynaliśmy już tracić nadzieję.
Achtopol nas rozczarował. Znaleźliśmy tam co prawda pole namiotowe, ale i tłok, i brud, i stan sanitariatów odstraszył nas szybko. A przecież przywykliśmy już do niewyszukanego standardu bułgarskich kempingów. Bardzo zmęczeni jechaliśmy dalej, choć bez większej nadziei: do granicy tureckiej zostały tylko dwie miejscowości: ostatni kurort Sinemorec i graniczne Rezowo.
Szczęśliwie mniej więcej pięć kilometrów za Achtopolem jakaś strzałka skierowała nas przez krzaki ku morzu. Pole namiotowe nie było może zbyt piękne, ale ? jak na tutejsze obyczaje ? dość czyste. Był do przyjęcia wychodek i prysznic. To tu naprawdę wiele.
Do plaży było kilkaset metrów, ale brzeg morski wyglądał jak marzenie. Spora zatoczka w kształcie półksiężyca, z jednej strony ograniczona niewysokim regularnym klifem, z drugiej poszarpanymi skałami. Kilka parasoli, sporo ludzi. Przypływali tu nawet z Achtopola małym stateczkiem, z którego wyskakiwali wprost do wody. Kilku cudzoziemców poznawało trudną sztukę nurkowania, większość albo taplała się w wodzie, albo wygrzewała na piasku. Nieliczni spacerowali wąskimi ścieżkami po nadmorskich wzgórzach.
Jedna z takich ścieżek zaprowadziła nas do drugiej, zupełnie innej w charakterze plaży: dużego wału piasku naniesionego u ujścia rzeki Weleka. Wczasowiczów tu nawet mniej, sporo jednak rybaków ? tu gdzie woda słona miesza się ze słodką tłumnie czekali na swoja wielka rybę. Nie wiem, z jakim skutkiem.
Zastanawiając się potem, dlaczego Sinemorec okazał się tak bardzo inny od reszty czarnomorskiego wybrzeża Bułgarii, doszłam do wniosku, że jeszcze ciągle pozostaje poza zasięgiem turystycznej cywilizacji. Miejscowość do końca socjalistycznej Bułgarii znajdowała się w strefie zakazanej. Granicę z wrogą, bo należącą do NATO Turcją, oddzielał od reszty kraju pas strefy nadgranicznej, niedostępnej ani dla turystów z demoludów, ani nawet dla Bułgarów. Mogli tu tylko przebywać rdzenni mieszkańcy. I wojsko ? oczywiście. Na nadmorskich wzgórzach zachowało się jeszcze kilka opuszczonych już bunkrów.
To wieloletnie odcięcie od świata skutkuje do dziś. Co prawda na obrzeżach miejscowości budują się nowe hotele i pensjonaty, ale jej centrum nadal jest zaniedbane i brzydkie. Jest kilka knajpek, trochę brzydkich bud. I bardzo piękne, jeszcze nie do końca zabudowane wybrzeże.
Warto wiedzieć
* Nazwę Sinemorec (?????????) tłumaczy się ? bardzo pretensjonalnie ? jako ?lazurowe wybrzeże?.
* Wycieczka motorówką w górę rzeki Weleka (??????), jest ciekawą propozycja dla tych, którzy zamierzają tu spędzić kilka dni.
Byłam w Achtopolu, Sinemorcu i Rezowie jakieś 4-5 lata temu. To naprawdę jeszcze zupelnie egzotyczne miejsca, bez tłumu turystów i sztampowych hoteli. Achtopol dla mnie nieciekawy ale z tamtejszego dworca autobusowego kursują regularnie autobusy do Istambułu. Natomiast Sinemorec jest uroczy, plaża Kosa cudowna, garstka ludzi, chociaż dojście do tej plaży dość mozolne a jeszcze gorzej w drodze powrotnej, w upale cały czas pod górkę. Od miejscowych mieszkańców wiem, że tereny leżące bezpośrednio przy morzu zostały już wykupione przez polityków z Sofii, którzy wietrzą tam spory interes. W samej miejscowości jest jeden uroczy mały hotelik, troche w hiszpańskim stylu, z 2 basenami, nie pamiętam już jego nazwy ale podobało nam się bardzo. A Rezowo to prawdziwy koniec Europy i przez to wyjątkowy w swojej ubogości, zwyczajności…polecam.
Byłem w Sinemoretz 2 razy: w 2003 i 2008. W ciągu tamtych 5 lat przerwy strasznie się namnożyło hoteli i hotelików a nawet powstał też jeden hiperwielki i strasznie głośny. Ryk dyskoteki rozlegał się na kilka kilkaset metrów w koło.
Żeby znaleźć naprawdę fajne miejsce i spokój, trzeba było iść 1,5-2km na południe ponad klifem i dochodziło się do takich małych plaż, gdzie niewielu turystów już docierało. Nic tam nie było oprócz natury. Teraz (2019) myślę, czy nie wybrać się znowu ale bardzo się boję, że w okresie 2008 do 2019 – 11 lat – to tam już powstał zwykły kombinat przemysłowo-turystyczny i niewiele zostało ze spokojnego, w miarę miejsca, jakie zapamiętałem z 2008. Czy ma ktoś świeże relacje z Sinemoretz. Nie chce mi się czytać peanów o ciszy i urokliwości, bo w to już nie wierzę. Musiało się spieprzyć, tylko jestem ciekaw, jak bardzo?