Solar de Uyuni
Przez solną pustynię

Autorka: Anna Kiełtyka
Dzisiaj zwiedzamy najważniejszą atrakcję wyprawy – pustynią solną Uyuni w Boliwii. Najpierw jedziemy oglądać gigantyczne kaktusy porastające brzegi solanki, potem pędzimy 90 km na godzinę po spękanych płatach soli. Po horyzont nie widać nic, oprócz jaskrawej bieli.
fot: Anna Kiełtyka
Solar de Uyuni. Przez solną pustynię
Solar de Uyuni to pozostałość po wyschniętym słonym jeziorze. Zajmuje powierzchnie 10 582 km kw., co czyni ją największa na świecie. Tradycją już jest robienie sobie tutaj ?śmiesznych zdjęć?.
To już 10 lat! Materiał został zamieszczony w naszym portalu ponad dekadę temu.
A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!

Flamingi, wszędzie flamingi przez godzinę biegamy po całej lagunie usiłując zrobić najlepsze ujecie. W tym czasie pogoda robi się coraz gorsza, lodowaty wiatr przeszywa jak ostrze. W końcu dojeżdżamy do naszego noclegu ? domu zrobionego w całości z soli. Solne cegły na zewnątrz, solne meble wewnątrz. Hotel prowadzą dwie boliwijskie kobiety, ubrane w tradycyjne stroje z płaskimi kapeluszami na czubku głowy. Akurat gdy podjeżdżamy, dziewczyny wylegują się w słońcu na dachu hotelu. Wysokość na jakiej się znajdujemy zaostrza apetyt, więc kolację pochłaniamy w kilka minut. Wieczorem przy kominku (temperatura na zewnątrz spadła już do zera) gramy w karty popijając chilijskie wino. Mimo że jesteśmy cali zakurzeni od wiatru i piasku, nikt nie decyduje się na prysznic ze względu na brak ciepłej wody. Przed północą wszyscy padają ze zmęczenia na swoje zrobione z soli łóżka przykryte grubą warstwą koców. Jest tak zimno, że zakrywam pledem całą głowę i z trudnością zasypiam.

Z samego rana, po śniadaniu jedziemy oglądać kamienny las. Prze setki lat wiatr wyrzeźbił kamienne skały w najdziwaczniejsze kształty. Oczywiście najbardziej zachwycają wielkie maczugi i kamienne mosty. W samochodzie próbujemy żartować z Richar?em i ? o dziwo nam ? to wychodzi. Zaskakująco pomocny w nawiązaniu porozumienia okazuje się Bob Marley, wszyscy przekrzykujemy się śpiewając jego piosenki.

Kolejny postój to następna laguna i jeszcze więcej flamingów. Jest też mała alpaka skubiąca trawę. Laguna Blanca razi jaskrawą solą odbijającą się w słońcu. Po obiedzie, pośrodku trasy łapie nas pierwsza, i na szczęście, ostatnia awaria. W czasie gdy Richar łata oponę, my podziwiamy wielki wulkan w oddali. Tutaj nawet jak złapie się gumę, nie można się nudzić. Akurat z krteru zaczął wydobywać się dym i wszyscy rzucają się do zdjęć.

Po naprawieniu usterki mamy większy kawałek drogi do pokonania, dopiero po czterech godzinach dojeżdżamy do najstarszego miasta w okolicy, San Cristobal. Tutaj też spędzimy nasza drugą noc. Dobrą wiadomością jest to, że mamy nareszcie ciepłą wodę. Solny hotel przypomina ten poprzedni, tyle że o parę gwiazdek wyżej. Najbardziej podoba mi się rozrzucona sól na ziemi, robiąca za podłogę, i prośba, żeby nie lizać ścian. Na kolacje jemy rarytas, stek z lamy, do popijania jest herbata z liści coca, łagodząca objawy choroby wysokościowej ? jesteśmy już na 3653 m n.p.m. Niestety  objawy choroby są coraz bardziej dokuczliwe, lekki ból głowy przeradza się w okropną migrenę. Idę spać z głośnym młotem pneumatycznym rozcinającym mi głowę.

Czytaj dalej - strony: 1 2 3

Poczytaj więcej o okolicy:

Dodano: 31 maja 2011; Aktualizacja 7 czerwca 2020;
 

Komentarze: 2

    kajek, 1 czerwca 2011 @ 22:13

    Fajne fotki. Widziałem już hotel z lodu, nawet spałem w nim (bardzo drogo), ale z soli? Ciekawe, ciekawe.

    Paweł, 6 stycznia 2018 @ 22:12

    Super!

Dodaj komentarz
(Dozwolone typy plików: jpg, gif, png, maksymalny waga pliku: 4MB.)
(wymagany, niepublikowany)
Wszystkie materiały zamieszczone na naszym portalu chronione są prawem autorskim. Możesz skopiować je na własny użytek.
Jeśli chcesz rozpowszechniać je dla zysku bez zgody redakcji i autora – szukaj adwokata!
Zamknij