Solar de Uyuni
Przez solną pustynię
A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!
Ranek wita nas słońcem i przytulnym ciepłem, dzisiaj zwiedzamy najważniejszą atrakcję wyprawy ? pustynią solną Uyuni. Najpierw jedziemy oglądać gigantyczne kaktusy porastające brzegi solanki, potem pędzimy 90 km na godzinę po spękanych płatach soli, po horyzont nie widać nic oprócz jaskrawej bieli. Firmy optyczne powinny testować tutaj jakość szkieł, kto ma okulary z bazarku, zalewa się łzami.
Solar de Uyuni to pozostałość po wyschniętym słonym jeziorze. Zajmuje powierzchnie 10 582 km kw., co czyni ją największa na świecie. Tradycją już jest robienie sobie tutaj ?śmiesznych zdjęć?. Dzięki płaskiemu terenowi, różnica wzniesień wynosi niecałe 41 cm, można tworzyć ciekawe złudzenia optyczne. Ustawiamy się w przeróżnych pozycjach i oddaleniach. Raz wydaje się ze Sam stoi na mojej dłoni, innym razem wygląda jakby Justin chował się pod nogą Dana. Zrobienie takiego zdjęcia nie jest wcale takie łatwe jakby mogłoby się wydawać, trzeba ustawić się pod określonym kątem, bardzo często wymaga to położenia się na solnej nawierzchni, co nie należy do najprzyjemniejszych doznań. Niestety po rewelacyjnym czasie na solance zbliżamy się już do ostatniego przystanku. Trudno jest uwierzyć, że cała ta wycieczka trwała zaledwie trzy dni, bo wydaje się jakby minął co najmniej tydzień.
Na końcu dojeżdżamy do Uyuni. Jest to małe miasteczko, którego mieszkańcy dzielą się na tych, co żyją z turystyki, albo tych, których dochody pochodzą z produkcji soli. Po pożegnaniu z Richar?em udajemy się do lokalnej restauracji na ostatnią kolację. Już wkrótce wszyscy rozjedziemy się w inne strony, Dan wraca do Chile, San i Justin jadą do Potoosi, Miriam i Clive do Sucre, a ja, nocnym autobusem do stolicy kraju, La Paz.
Fajne fotki. Widziałem już hotel z lodu, nawet spałem w nim (bardzo drogo), ale z soli? Ciekawe, ciekawe.
Super!