Solar de Uyuni
Przez solną pustynię

Autorka: Anna Kiełtyka
Dzisiaj zwiedzamy najważniejszą atrakcję wyprawy – pustynią solną Uyuni w Boliwii. Najpierw jedziemy oglądać gigantyczne kaktusy porastające brzegi solanki, potem pędzimy 90 km na godzinę po spękanych płatach soli. Po horyzont nie widać nic, oprócz jaskrawej bieli.
fot: Anna Kiełtyka
Solar de Uyuni. Przez solną pustynię
Solar de Uyuni to pozostałość po wyschniętym słonym jeziorze. Zajmuje powierzchnie 10 582 km kw., co czyni ją największa na świecie. Tradycją już jest robienie sobie tutaj ?śmiesznych zdjęć?.
To już 10 lat! Materiał został zamieszczony w naszym portalu ponad dekadę temu.
A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!

Trafić na dobrze zorganizowaną wycieczkę w Ameryce Południowej to jak trafić na loterii główną nagrodę. Tak naprawdę prawie wszystko zależy od ślepego losu, my co najwyżej możemy, przeglądając katalog czy zdjęcia, modlić się żeby chodź trochę to tak wyglądało w realu. 

O wyprawie na pustynie solną słyszałam tak naprawdę same złe rzeczy, że kiepska organizacja, że kierowcy opryskliwi, nie mówią po angielsku, nadużywają alkoholu. Z duszą na ramieniu idę na miejsce zbiórki, przed agencją turystyczną w San Pedro w Chile. Jako pierwszego poznaję Dana, niemieckiego fotografa, obieżyświata. Częstuje mnie czekoladą i opowiada o przerażających historiach, jakie słyszał o wyprawie. Po chwili dołączają do nas Clive i Miriam, małżeństwo podróżujące przez rok dookoła świata. On jest z RPA, ona z Irlandii. Oni również słyszeli historie o pijanych kierowcach. Ostatni dochodzą narzeczeni Sam ? Nowa Zelandia i Justin ? Australia. Jesteśmy już w komplecie, ludzie rewelacyjni, sympatyczni, każdy z innego zakątka świata, teraz czekamy już tylko na kierowcę. Podjeżdża wielkim dżipem, naszym domem na kolejne 3 dni.

Pierwsza przeszkoda, Richar nie mówi po angielsku, my wszyscy razem, znamy może kilkanaście słów po hiszpańsku. Będzie ciężko, przynajmniej na linii komunikacji kierowca-pasażerowie. Ale poza tym małym szkopułem, wszystko wydaje się być w porządku.

Pierwszy postój już za kilkanaście minut na granicy. Clive ma problemy z wizą. Boliwijczycy nie wiedzą czy obywatel RPA musi płacić ekstra. Po prawie godzinie czekania i po trzech telefonach okazuje się ze musi i to całkiem słono. Po załatwieniu wszystkich formalności nareszcie ruszamy. Chile zostaje za nami, przed nami bezkresna pustynia.

Z każdą minutą  robi się coraz zimniej, to przez wysokość. Pierwsza na naszej długiej liście atrakcji jest Laguna Verde. Zielono-turkusowa woda odbija jak w lustrze górzysty krajobraz. Jedziemy dalej, zatrzymujemy się na chwilę przy gorących źródłach, a potem prosto na gejzery. Zapach siarki jest nie do zniesienia, ale widok naprawdę zapiera dech w piersiach. Następna w kolejce jest Laguna Colorada, która zachwyca barwami i mnóstwem różowych flamingów. Bardzo często zdarza się, że ptaki muszą tutaj nocować,  ponieważ zamarzająca woda skutecznie unieruchamia je przed odlotem.

Czytaj dalej - strony: 1 2 3

Poczytaj więcej o okolicy:

Dodano: 31 maja 2011; Aktualizacja 7 czerwca 2020;
 

Komentarze: 2

    kajek, 1 czerwca 2011 @ 22:13

    Fajne fotki. Widziałem już hotel z lodu, nawet spałem w nim (bardzo drogo), ale z soli? Ciekawe, ciekawe.

    Paweł, 6 stycznia 2018 @ 22:12

    Super!

Dodaj komentarz
(Dozwolone typy plików: jpg, gif, png, maksymalny waga pliku: 4MB.)
(wymagany, niepublikowany)
Wszystkie materiały zamieszczone na naszym portalu chronione są prawem autorskim. Możesz skopiować je na własny użytek.
Jeśli chcesz rozpowszechniać je dla zysku bez zgody redakcji i autora – szukaj adwokata!
Zamknij