Solar de Uyuni
Przez solną pustynię

A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!
Trafić na dobrze zorganizowaną wycieczkę w Ameryce Południowej to jak trafić na loterii główną nagrodę. Tak naprawdę prawie wszystko zależy od ślepego losu, my co najwyżej możemy, przeglądając katalog czy zdjęcia, modlić się żeby chodź trochę to tak wyglądało w realu.
O wyprawie na pustynie solną słyszałam tak naprawdę same złe rzeczy, że kiepska organizacja, że kierowcy opryskliwi, nie mówią po angielsku, nadużywają alkoholu. Z duszą na ramieniu idę na miejsce zbiórki, przed agencją turystyczną w San Pedro w Chile. Jako pierwszego poznaję Dana, niemieckiego fotografa, obieżyświata. Częstuje mnie czekoladą i opowiada o przerażających historiach, jakie słyszał o wyprawie. Po chwili dołączają do nas Clive i Miriam, małżeństwo podróżujące przez rok dookoła świata. On jest z RPA, ona z Irlandii. Oni również słyszeli historie o pijanych kierowcach. Ostatni dochodzą narzeczeni Sam ? Nowa Zelandia i Justin ? Australia. Jesteśmy już w komplecie, ludzie rewelacyjni, sympatyczni, każdy z innego zakątka świata, teraz czekamy już tylko na kierowcę. Podjeżdża wielkim dżipem, naszym domem na kolejne 3 dni.
Pierwsza przeszkoda, Richar nie mówi po angielsku, my wszyscy razem, znamy może kilkanaście słów po hiszpańsku. Będzie ciężko, przynajmniej na linii komunikacji kierowca-pasażerowie. Ale poza tym małym szkopułem, wszystko wydaje się być w porządku.
Pierwszy postój już za kilkanaście minut na granicy. Clive ma problemy z wizą. Boliwijczycy nie wiedzą czy obywatel RPA musi płacić ekstra. Po prawie godzinie czekania i po trzech telefonach okazuje się ze musi i to całkiem słono. Po załatwieniu wszystkich formalności nareszcie ruszamy. Chile zostaje za nami, przed nami bezkresna pustynia.
Z każdą minutą robi się coraz zimniej, to przez wysokość. Pierwsza na naszej długiej liście atrakcji jest Laguna Verde. Zielono-turkusowa woda odbija jak w lustrze górzysty krajobraz. Jedziemy dalej, zatrzymujemy się na chwilę przy gorących źródłach, a potem prosto na gejzery. Zapach siarki jest nie do zniesienia, ale widok naprawdę zapiera dech w piersiach. Następna w kolejce jest Laguna Colorada, która zachwyca barwami i mnóstwem różowych flamingów. Bardzo często zdarza się, że ptaki muszą tutaj nocować, ponieważ zamarzająca woda skutecznie unieruchamia je przed odlotem.
Fajne fotki. Widziałem już hotel z lodu, nawet spałem w nim (bardzo drogo), ale z soli? Ciekawe, ciekawe.
Super!