Czantoria
Dwa schroniska na granicy
A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!
Ze szczytu Wielkiej Czantorii schodzimy szlakiem niebieskim (czeskim) do „Horskiej chaty Čantoryja”. Równolegle biegnie czarny szlak po polskiej stronie, ale jest mniej wygodny. Prowadzi przez wierzchołek o nazwie Mała Czantoria do Goleszowa. Z Małej Czantorii można przyjemnie zejść szlakiem żółtym do centrum Ustronia.
Po kilkunastu minutach jesteśmy pod chatą. Pamiętam jak prowadzałam tamtędy wycieczki szkolne. Chodziliśmy szlakiem czarnym, czyli naszym. Musieliśmy mieć listę uczestników, dorośli musieli mieć dowody osobiste i takie tam różności… kto, skąd, dokąd, po co, na jak długo… Wokół widniały tablice informacyjne: Uwaga, turystom polskim wstęp wzbroniony! Wejście na teren czeskiego schroniska traktowane było jak bezprawne przekroczenie granicy!
Była granica, nie ma granicy
Do dziś widzę te zapatrzone oczy polskich dzieci na tę drugą i lepszą wtedy stronę. Marzenia o czekoladzie, której smak znali z „wycieczek turystyczno-zakładowych” swoich rodziców do Czechosłowacji. I ta straż graniczna… bezwzględna, surowa, straszna, z bronią na ramieniu. Potem było już lepiej, ale granica jeszcze była strzeżona. Na szczycie przyjaźni pogranicznicy chętnie robili z nami wspólne zdjęcia, pod schroniskiem udawali, że nie widzą jak biegliśmy po te… czekolady. A teraz? Chodzimy ich ścieżką bo wygodniejsza, jemy w ich schronisku, leżymy na ich polanie… teraz to przecież i nasze.
Po czeskiej stronie
Schronisko zostało zbudowane w latach 1903-04 przez Beskidenverein, jako odpowiedź na plany Polaków wybudowania tu pierwszego polskiego schroniska w Beskidach. Zbudowała je firma Fryderyka Fuldy z Cieszyna. Oficjalnego otwarcia dokonano 7 sierpnia 1904 roku i otrzymało wtedy imię arcyksiężnej Izabeli – „Erzherzogin Isabella Schutzhaus”. Początkowo schronisko czynne było tylko latem. Do 1908 roku gospodynią była pani Hes z Wiednia. Po niej przyszło kilku innych gospodarzy. Schronisko cieszyło się popularnością, bo systematycznie organizowano w nim imprezy: palenie ogni świętojańskich i zimowe festyny narciarskie. W 1920 roku, kiedy wytyczono granicę polsko-czechosłowacką, schronisko zostało rozszabrowane. Znalazło się po czeskiej stronie. W 1923 roku ponownie uruchomiło je Beskidenverein.
Z rąk do rąk
W 1938 roku (Polska zajęła Zaolzie – przyp. red.) schronisko przeszło w ręce polskie, a w 1940 ponownie w ręce Beskidenverein. W latach 1941-43 zorganizowano tu „lecznicę” dla rannych ale zasłużonych żołnierzy Wehrmachtu. W 1948 roku schronisko, które wróciło po wojnie do Czechosłowacji zostało upaństwowione i przekazane przedsiębiorstwu hotelarskiemu z Frydlandu nad Ostrawicą. W 1953 roku wykonano generalny remont. Obiekt rozbudowano w pierwszej połowie lat siedemdziesiątych XX wieku. Schronisko miało wtedy 54 miejsca noclegowe i gastronomię. W latach dziewięćdziesiątych zostało sprywatyzowane. Nie prowadziło już bazy noclegowej ze względu na zaostrzone przepisy sanitarne. Niedawno zaczęto ponownie przygotowywać bazę noclegową. Czy jest gotowa, to nie wiem. Może ktoś ma najświeższe wiadomości?
I po naszej stronie
Po polskiej stronie, w drewnianej chacie jest bufet „Ranczo – Mała Czantoria”. Obok niego przechodziło się na Małą Czantorię i zawsze zaglądało do środka, no bo do sąsiadów nie wolno było. Od kiedy pamiętam, budynek ten tam stał. Były noclegi w atrakcyjnej cenie i stołówka. Nigdzie jednak nie znalazłam jakichkolwiek informacji czyj to jest obiekt. Był i funkcjonował. Ostatnio nie było już noclegów, ale bufet pozostał. Wokół fajny ogródek z atrakcjami.
?Ranczo ? Mała Czantoria? to brud, nędza i ubóstwo – niestety, zdecydowanie lepiej wygląda strona czeska, aż dziwne że nikt tak pięknego miejsca nie zagospodarował inaczej.
Aktualizacja. Ranczo założył śp. Robert Ciemała w 1964r. Do dziś nie została zdjęta tablica „Koliba Roberta”. Na dzien dzisiejszy to Koliba na Czantorii. Ktoś, kto nazywa stronę czeską lepsza chyba tak naprawdę nie poznał obu miejsc dokladnie.
Oj tak. Koliba na Czantori to piękne miejsce. Czeski bufet zraża mnie wygladem, niemiła Obsluga, marnymi podrobkami Polskiej kuchni, brak możliwości spożycia własnego prowiantu a także zapomnijcie o misce z wodą dla czworonoga którego defakto nie można nawet mimo kaganca puścić na moment wolno. Polska strona (Koliba na Czantori to niebo a horska chata to niestety zgroza. Polecam więc 500 + jednak wydać po polskiej stronie. Wspierajcie Polską gospodarke.
A co sądzicie ,zeby wyjsć na Czantorię zimą i ewentualnie przenocować w jednym ze schronisk? Które ze schronisk lepsze,w co mam sie zaopatrzyć ? Dzięki!
W zimie Czantoria jest cudowna!!! Nocleg raczej tam niemożliwy, chyba że w chacie po polskiej stronie coś się zmieniło. Przy sprzyjających warunkach ( mała pokrywa śniegu) warto przejść z Czantorii na Stożek i tam zanocować.
Schronisko w 2019 dalej stoi i jedzonko mają też całkiem niezłe! Jedna rzecz to menu jest tylko po czesku (kiedy sie z obcymi turystami przyjdzie to trzeba tłumaczyć na dwa razy, a do tego sieci komórkowej to myśmy nie złapali więc trzeba było troche zgadywać).
Na ścianie oprócz widocznych zakazów spożywania własnego jedzenia i znaku gdzie miś mówi, że nie jest wieszakiem ? jest napis – „przyjmujemy polskie złotówki”! Dla mnie powinno to być normalne skoro to zaraz obok polskiego wyciągu narciarskiego, ale historycznie jest to szlak przemytników i było to miejsce dość strzeżone. W dzisiejszych czasach było by dobrze gdyby można się było tam i dogadać po angielsku, albo przynajmniej wiedzieć co za jedzenie się kupuje. W każdym razie polecam na spacer przez zimowe śnieżne wydmy!
Zamiast w plecaku przynosic jedzenie, to w bufecie ranczo mozna zjeśc b.dobrą kiełbase na grilu albo ognisku + chleb + musztarda albo coś innego zamówić