Rovaniemi
Jak kupowałem fiński nóż
A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!
U św. Mikołaja w Rovaniemi zdecydowałem, że na pamiątkę z wyprawy kupuję fiński nóż. Nie jestem jakimś zagorzałym miłośnikiem noży – to pomysł raczej praktyczny.
Przez całe lata z jednej strony programowo nie przywiązywałem do noży żadnej wagi, z drugiej zaś, niestety, wielokrotnie brakowało mi na wyjeździe zwykłego porządnego noża. Takiego, żeby coś zastrugać, wydłubać, ciachnąć, skaleczyć się przy robocie, czy coś. Czyli jest okazja na „nóż z charakterem”.
Trafiamy do sklepu tuż przed zamknięciem – przyjemnie i kameralnie. Samoobsługa. Ceny od 50 euro. Fajne noże. Rozmaite kształty i fasony. Wszystkie sprawiają bardzo solidne wrażenie. Dużo noży przemysłowych – firma zaopatruje przetwórnie ryb. Noże dla nich mają bardzo wąskie i mocne klingi o różnych długościach i w kilku kontrastowych kolorach plastikowych rękojeści. W fabryce takie noże są ostrzone i dezynfekowane co kilka godzin – np. do 10. pracujemy niebieskimi, a potem żółtymi itd., żeby się nic nie pomyliło – głasnost i pierestrojka.
Ja waham się pomiędzy dwoma: piękna finka z rękojeścią z czeczotki, czyli brzozy syberyjskiej, w ręcznie szytej pochwie, wzorowanej na wyrobach Samów i – raczej nowoczesny duży solidny nóż z patentowym mocowaniem klingi w powlekanej gumą rękojeści. Wszystko robi bardzo solidne wrażenie. Nóż wychodzi ze skórzanej pochwy z lekkim kliknieciem. Bajer. Co wybrać? Dzwonię do kumpla, nożoluba: słuchaj, chcesz fajny oryginalny nóż fiński oprawiony w brzózkę? Dobra. I – tym sposobem biorąc jeden mam przyjemność kupowania dwóch.
Znajduję dolną półkę z napisem „drugi gatunek”. Ceny od 30 euro. I oba moje noże w tańszej wersji. Pytam panią przy kasie: dlaczego drugi gatunek, czy są jakieś wady? Nie, technicznie nie ma żadnych. Mogą być jakieś estetyczne, ale na większości nie widać. Faktycznie. Nic nie widać. To dziwny kraj!
Kombinuję z finką dla kolegi. – Psze Pani, a można od tego noża zamienić pochwę do tego? – Są z jednego rodzaju, ale odcień skóry lepiej pasuje do drewna… W końcu za 30 euro można trochę powybrzydzać, nie? I znów znane mi już spojrzenie pełne łagodnej nagany – Ale mam nadzieję, że Pan nie zamienił noży? – No jeszcze nie, dopiero mam zamiar… – To proszę mi dać oba, absolutnie nie można zamieniać! Noże są spasowane z „kaburami” w procesie produkcyjnym – proszę zobaczyć, każdy wyjmuje się lekko („klik”) ale odwrócony do góry nogami – trzyma się pewnie. Jak zamienimy… wypada. – No i proszę, jaka wiedza na temat. Kto by podejrzewał?
Kupujemy, dziękujemy.
Czy pamiętam Pan nazwę tego sklepu z finkami, bo jestem zainteresowana.
Bardzo rzadko tu zaglądam :) Sklep był zlokalizowany na kole podbiegunowym, przy szosie, w pasażu handlowym, pomiędzy innymi pamiątkami. Tutaj strona sklepu, w którym byłem: http://www.santaclausvillage.info/shopping/stores/marttiini-oy/
A tutaj – sklep internetowy: http://www.marttiini.fi/epages/MarttiiniShop.sf/en_GB/?ViewObjectID=10498
Niektóre noże to naprawdę cacuszka – szkoda, że nie umówiłem się na prowizję :)