Karkonosze
Na Skalny Stół z przełęczy Okraj

A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!
Szczyt Skalny Stół, bardzo subiektywnie, uważam za najpiękniejsze miejsce w Karkonoszach. Spokojne, nierozdeptane przez tłumy prawdziwych i „nieprawdziwych” wędrowców. Oczywiście nie wszędzie byłam i nie wszystko widziałam, ale kilka lat już spędziłam na szlakach.
Na Skalny Stół podchodziłam z powodzeniem dwa razy. Dawno temu od Kowar, marsz ponad 8 km, mozolnie, krok po kroku w górę. Drugi raz od przełęczy Okraj ok. 3 km. Oba szlaki prowadzą ostro pod górę. No cóż, do nieba nigdy nie prowadzi wygodna droga. Najtrudniejsze jest pierwsze 1,5 km, bo wtedy pokonuje się stromiznę góry. Chwilami jak po schodach, przez około sześć dziesięciopiętrowych budynków. Potem już ścieżka biegnie prawie płasko.
I tu zaczyna się magia miejsca
Zniszczone drzewa, to niemi świadkowie dramatów karkonoskich szczytów, tak mocno tarmoszonych przez mroźne, zimowe, wiosenne, letnie i jesienne wichury. Ścieżka obiega co większe korzenie i wychodnie gnejsowe, żeby wygodnie przechodziły zwierzęta i ludzie – dalej i dalej w stronę szczytu, w stronę kamiennego stosu. W czerwcu pachniały dzikie bzy, a krzewinki czarnych jagód, wysokich, górskich, po kolana, swoją zdrową zielenią zapowiadały urodzaj późnego lata. Potem wełnianki, jak puszki, i roje owadów, i łąki wysokogórskie ze swoją trawą, i jarząby górskie, i białe brzozy, pokręcone, ale szczęśliwe witają każdego wędrowca. Mnie też witały. W takiej scenerii dobrze się oddycha, a serce bije coraz szybciej i szybciej. Endorfiny zalewają ciało i duszę. W takim miejscu jestem trochę onieśmielona, jakbym weszła bez pozwolenia do czyjegoś mieszkania…
Jeszcze spojrzenie w stronę domu
Tam daleko na horyzoncie widzę i rozpoznaję prawie wszystkie moje pagórki. W takim momencie wiem, że wszystko, co kocham, powinno być ze mną w górach. Nagle zdziwienie, że już jestem przy słupku z opisem, nazwą, wysokością, ostrzeżeniem o granicy z Czechami i parku narodowym. Trochę poniżej jest ten „stół”. To magiczne miejsce, do którego trzeba przynosić kamienie, żeby stawało się wyższe i wyższe. Kto pierwszy zaniósł tam kamyczek? Nie wiadomo.
Stąd roztacza się mój ukochany widok
W stronę Śnieżki i czeskich wiosek, schroniska Jelenka, a w drugą stronę trochę przysłonięty widok na Kowary, Rudawy Janowickie, Góry Kaczawskie i dalej, dalej… aż do końca widocznego świata. Na Skalnym Stole nawet kamienie „żyją”. Na nich rosną porosty świadczące o czystym powietrzu. Tak to widziałam. Po chwili niebo zaczęło robić się ciemniejsze. Powoli zakrywało słońce. Kończył się spektakl kolorów, widoków i wydawało się, że słychać pomruki dalekiej burzy. Wiem, czym jest burza w górach. Czasami uczy pokory wobec sił natury. Powrót już się nie dłuży, szybkim krokiem po wygłaskanych kamieniach wróciłam na Okraj. Burza w końcu nie rozpętała się, ale postraszyła wędrowców. Kiedy zamykam oczy, wciąż widzę, obraz tego raju w górach gdzie chce się śpiewać. Na pewno kiedyś tam wrócę, bo uważam, że jest to jedno z miejsc, z którego startują do lotu anioły.
Bardzo przyjemnie się czyta :) Pozdrawiam Szymon Wrzesiński
Prawda, też mi się podobało :)
rzeczywiście świetne od strony literackiej. dla mnie osobiście zawsze i wszędzie ważnej na równi z (tzw.) meritum. przyłączam się zatem do powyższych komentarzy.
Dziękuję wszystkim za miłe przyjęcie mojego tekstu. :), a słowa Szymona Wrzesińskiego – bardzo znanego autora ciekawych książek o historii Dolnego Śląska są dla mnie bardzo cenne.