Fidżi
Tak wyobrażam sobie raj

Autorka: Anna Kiełtyka
Już na lotnisku witają nas uśmiechnięci tubylcy w tradycyjnych strojach. Mężczyźni w zawieszonych na biodrach brązowych chustach i kolorowych kwiecistych koszulach, kobiety w wielobarwnych sukienkach przypominających worki i wzorzystych turbanach. Nakładają nam naszyjniki z malutkich muszelek...
fot: Anna Kiełtyka
Fidżi. Tak wyobrażam sobie raj
Ostatnie dwa dni spędzamy na mikroskopijnej wyspie South See Island, podobnie jak cały archipelag jest to idealne miejsce do nic nie robienia.
To już 10 lat! Materiał został zamieszczony w naszym portalu ponad dekadę temu.
A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!

Archipelag Fidżi składa się z 332 wysp na Oceanie Spokojnym. To kraj słynący z rajskich plaż, rafy koralowej, lazurowej wody i najsympatyczniejszych ludzi na świecie. Z Sydney lot trwa zaledwie 5 godzin, tylko tyle dzieli mnie żeby zobaczyć prawdziwy raj na ziemi.

Już na lotnisku witają nas uśmiechnięci tubylcy w tradycyjnych strojach. Mężczyźni w zawieszonych na biodrach brązowych chustach i kolorowych kwiecistych koszulach, kobiety w wielobarwnych sukienkach przypominających worki i wzorzystych turbanach. Nakładają każdemu naszyjniki zrobione z malutkich muszelek.

Na lotnisku rozbrzmiewa wesoła muzyka i dźwięczne przywitanie „Bula” – dzień dobry, najpopularniejsze słowo na wyspach – jak się potem okazał – oznaczające prawie wszystko. W powietrzu unosi się już beztroski klimat wakacji. Wszyscy pasażerowie powoli poddają się wesołej, kołyszącej muzyce i już po chwili lotnisko zamienia się  wielki parkiet. Znajdujemy się na głównej wyspie Viti Levu w mieście Nadi, drugim po stolicy, największym na wyspie. Tutaj spędzę pierwszą noc ale już z samego rana mam zamiar złapać łódź na rajskie wyspy Yasawa.

Po zakwaterowaniu w hotelu razem z Francuzką Flo jedziemy zwiedzić miasto. Kobieta w recepcji tłumaczy nam jak dojść do przystanku autobusowego. Za trzecią palmą trzeba skręcić w prawo i tam powinien być postój. Rzeczywiście, autobus podjeżdża, bez okien i bez drzwi ale za to punktualnie. Nadi to malutka mieścina z jedną błocistą drogą. Jest tutaj parę restauracji, kilka sklepów z pamiątkami, supermarket, bank i targi z jedzeniem. Wszystko można obejść w kilkanaście minut dlatego zaraz po kolacji wracamy do hotelu. Pomimo później pory jest nadal  bardzo gorąco, wiec po powrocie idziemy jeszcze popływać w basenie, „Bula” – do widzenia, macha nam ręką zamykający restauracje kelner.

Z samego rana łapiemy autobus na przystań, tam czeka już grupa kilkunastu osób. Przed nami długa podroż łodzią, sześć godzin do jednej z najdalej oddalonej wysp archipelagu, Nanuya Lailai. Czas jednak biegnie szybko, słonce, wesoła muzyka i miejscowe piwo „Bula” doskonale wpływa na cale towarzystwo.

Czytaj dalej - strony: 1 2 3

Poczytaj więcej o okolicy:

 
Dodaj komentarz
(Dozwolone typy plików: jpg, gif, png, maksymalny waga pliku: 4MB.)
(wymagany, niepublikowany)
Wszystkie materiały zamieszczone na naszym portalu chronione są prawem autorskim. Możesz skopiować je na własny użytek.
Jeśli chcesz rozpowszechniać je dla zysku bez zgody redakcji i autora – szukaj adwokata!
Zamknij