Fidżi
Tak wyobrażam sobie raj
A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!
Archipelag Fidżi składa się z 332 wysp na Oceanie Spokojnym. To kraj słynący z rajskich plaż, rafy koralowej, lazurowej wody i najsympatyczniejszych ludzi na świecie. Z Sydney lot trwa zaledwie 5 godzin, tylko tyle dzieli mnie żeby zobaczyć prawdziwy raj na ziemi.
Już na lotnisku witają nas uśmiechnięci tubylcy w tradycyjnych strojach. Mężczyźni w zawieszonych na biodrach brązowych chustach i kolorowych kwiecistych koszulach, kobiety w wielobarwnych sukienkach przypominających worki i wzorzystych turbanach. Nakładają każdemu naszyjniki zrobione z malutkich muszelek.
Na lotnisku rozbrzmiewa wesoła muzyka i dźwięczne przywitanie „Bula” – dzień dobry, najpopularniejsze słowo na wyspach – jak się potem okazał – oznaczające prawie wszystko. W powietrzu unosi się już beztroski klimat wakacji. Wszyscy pasażerowie powoli poddają się wesołej, kołyszącej muzyce i już po chwili lotnisko zamienia się wielki parkiet. Znajdujemy się na głównej wyspie Viti Levu w mieście Nadi, drugim po stolicy, największym na wyspie. Tutaj spędzę pierwszą noc ale już z samego rana mam zamiar złapać łódź na rajskie wyspy Yasawa.
Po zakwaterowaniu w hotelu razem z Francuzką Flo jedziemy zwiedzić miasto. Kobieta w recepcji tłumaczy nam jak dojść do przystanku autobusowego. Za trzecią palmą trzeba skręcić w prawo i tam powinien być postój. Rzeczywiście, autobus podjeżdża, bez okien i bez drzwi ale za to punktualnie. Nadi to malutka mieścina z jedną błocistą drogą. Jest tutaj parę restauracji, kilka sklepów z pamiątkami, supermarket, bank i targi z jedzeniem. Wszystko można obejść w kilkanaście minut dlatego zaraz po kolacji wracamy do hotelu. Pomimo później pory jest nadal bardzo gorąco, wiec po powrocie idziemy jeszcze popływać w basenie, „Bula” – do widzenia, macha nam ręką zamykający restauracje kelner.
Z samego rana łapiemy autobus na przystań, tam czeka już grupa kilkunastu osób. Przed nami długa podroż łodzią, sześć godzin do jednej z najdalej oddalonej wysp archipelagu, Nanuya Lailai. Czas jednak biegnie szybko, słonce, wesoła muzyka i miejscowe piwo „Bula” doskonale wpływa na cale towarzystwo.
Dodaj komentarz