Fidżi
Tak wyobrażam sobie raj

Autorka: Anna Kiełtyka
Już na lotnisku witają nas uśmiechnięci tubylcy w tradycyjnych strojach. Mężczyźni w zawieszonych na biodrach brązowych chustach i kolorowych kwiecistych koszulach, kobiety w wielobarwnych sukienkach przypominających worki i wzorzystych turbanach. Nakładają nam naszyjniki z malutkich muszelek...
fot: Anna Kiełtyka
Fidżi. Tak wyobrażam sobie raj
Ostatnie dwa dni spędzamy na mikroskopijnej wyspie South See Island, podobnie jak cały archipelag jest to idealne miejsce do nic nie robienia.
To już 10 lat! Materiał został zamieszczony w naszym portalu ponad dekadę temu.
A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!

Po południu dopływamy do celu. Nanuya Lailai słynie z jednego z najdroższych hoteli na Fidżi, bardzo chętnie odwiedzanego przez największe gwiazdy, my jednak, z o wiele mniejszym budżetem, musimy zadowolić się czymś mniej luksusowym. Każdy z nas dostaje domek zrobiony z wysuszonych liści palmy, tuż nad brzegiem morza, toaleta i prysznic są wspólne. Mimo braku większych wygód wszyscy są zachwyceni, widoki zapierają dech w piersiach, a błękit wody przyprawia o zawrót głowy. Po rozpakowaniu plecaków nasz gospodarz obdarowuje wszystkie dziewczyny kolorowym kwiatkiem. Taki kwiatek, wzorem kobiet z Fidżi, należy zatknąć sobie za prawe ucho, jak jest się osobą stanu wolnego, lub za lewe, jeżeli jest się mężatką.

Największą atrakcja wyspy jest Błękitna Laguna, rozsławiona filmem pochodzącym z lat osiemdziesiątych z Brooke Shields w roli głównej. Wybiorę się tam z samego rana a tym czasem pora na beztroski relaks na plaży, kąpiel w wodzie i piękny zachód słońca. Wieczorem przy ognisku (nie ma prądu) nasz gospodarz zabawia nas historyjkami z życia gwiazd, które odwiedziły wyspę. Powoli robi się ciemno. „Bula” – dobranoc.

Pobudka jest o szóstej rano, – Nie można marnować czasu na spanie, gdy jest się w raju – wykrzykuje nasz gospodarz waląc drewnianą łyżką w garnek. Dziś razem z Niemką Cindy idziemy na druga stronę wyspy. Udeptana ścieżka prowadzi prosto na Błękitną Lagunę. Jest jeszcze piękniejsza niż na filmie i co najważniejsze, całkiem pusta. Palmy delikatnie opadają na plaże, woda mieni się w słońcu, słychać tylko szum fal, relaks absolutny. Spędzamy tutaj cały dzień. Wieczorem, wracając na nasza stronę wyspy, zaglądamy jeszcze do hotelu w nadziei że zobaczymy jakąś gwiazdę. Niestety, jest pusto, to chyba jeszcze nie sezon na sławy. W tutejszym barze zamawiamy za to sławną Pinakolade, robioną na bazie doskonałego, tutejszego rumu, „Bula” – to toast.

To już ostatni dzień na Nanuya Lailai, połowa grupy jedzie nurkować, ja decyduję się na spacer po okolicy. Chwile bawię się z tutejszymi dziećmi, potem rozmawiam z starszą mieszkanką wyspy która pokazuje mi  imponujące rozmiarem, szumiące morskie muszle, na koniec znowu docieram na Lagunę. Na wyspie nie ma ulic, samochodów, jedynie na palmach wiszą znaki ostrzegające „Uwaga na spadające kokosy”. Nie ma sklepów, domów, nie trzeba nosić butów bo wszędzie jest piasek  i oprócz nas nie ma innych turystów. To naprawdę jest kawałek raju.

Czytaj dalej - strony: 1 2 3

Poczytaj więcej o okolicy:

 
Dodaj komentarz
(Dozwolone typy plików: jpg, gif, png, maksymalny waga pliku: 4MB.)
(wymagany, niepublikowany)
Wszystkie materiały zamieszczone na naszym portalu chronione są prawem autorskim. Możesz skopiować je na własny użytek.
Jeśli chcesz rozpowszechniać je dla zysku bez zgody redakcji i autora – szukaj adwokata!
Zamknij