Fidżi
Tak wyobrażam sobie raj

A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!
Na ostatnia noc nasz gospodarz zaprasza parę swoich przyjaciół z sąsiadującej wyspy. Komunikuje się z nimi za pomocą – latarki i alfabetu Morse’a. Po chwili przypływa do nas ponton z kilkoma osobami. Razem rozpalamy ognisko, chłopaki urządzają zawody wchodzenia na palmę na czas, dziewczyny tańczą i śpiewają. Szkoda będzie jutro opuszczać to niesamowite miejsce.
Znowu pobudka o szóstej rano, będzie mi pewnie brakować dźwięku tej drewnianej łyżki walącej w garnek. Łódź już czeka, po paru godzinach jestem na Naviti, jednej z największych wysp archipelagu Yasawa. Tym razem nie będziemy spać ani w domkach, ani w hotelu, a na zacumowanej u wybrzeża lodzi. Po całym dniu plażowania i nurkowania z rurką, wieczorem kapitan statku urządza nam pokaz przyrządzania kavy – tradycyjnego napoju o właściwościach leczniczych i pobudzających. Najpierw zamacza w wywarze korzeń kavy, potem owija go bawełnianą chustą i mocno wyciska rekami. Napój jest już prawie gotowy, można do smaku dodać miód i kakao. Po jednym łyku rezygnuję jednak z dalszego picia, tradycyjny napój wyspiarzy z Fidżi dla mnie był cierpki i pełen goryczy. Mój niedokończony kubek kavy nie poszedł jednak na marne, z dużym zadowoleniem wypił go kapitan.
Ostatnie dwa dni spędzamy na mikroskopijnej wyspie South See Island, podobnie jak cały archipelag jest to idealne miejsce do nic nie robienia. Jest tutaj tylko trzech stałych mieszkańców którzy prowadza mały hotel. Oprócz atrakcji, jakie są na każdej wyspie, tutaj można dodatkowo wynająć kajak i popłynąć na sąsiednią wyspę Bounty albo spróbować relaksującego masażu.
Po tych kilku dniach na wyspach Yasawa wracając na Viti Levu, czuje się jak nowo narodzona. Tak właśnie wyobrażałam sobie powrót z raju: jestem wypoczęta, zrelaksowana i szczęśliwa. Na lotnisku uśmiechnięci tubylcy w kwiecistych koszulach machają nam na pożegnanie, „Bula” – do zobaczenia.
Dodaj komentarz