Grindelwald
Velogemel w muzeum i na stoku
A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!
Kiedyś Grindelwald w dolinie Lütschine był cichą alpejska wioską, zajętą wypasem bydła i produkcją serów. Dziś jest znanym szwajcarskim centrum sportów zimowych, położonym tuż pod wyrastającymi nagle, niemal pionowo, ścianami parotysięcznych szczytów: Wetterhorn (3692 m n.p.m.), Schreckhorn (4078 m n.p.m.) i Eiger (3970 m n.p.m.).
Nazywany bywa ?wioską lodowców?, jako że dwa lodowce ? Obergletscher i Untergletscher ? spływają niemal do pierwszych chat południowego krańca osady.
W cieniu Eigeru
Jak się tu niegdyś żyło, opowiada wystawa w Heimatmuseum w pięknym drewnianym domu obok kościoła. Warto obejrzeć przedmioty gromadzone latami przez mieszkańców Grindelwaldu. Są tu stroje ludowe, stare meble, haftowane serwetki i naczynia serowarów. Jest niedzielne malarstwo miłośników górskich pejzaży. Ale nie tylko. Grindelwald żył przecież obok owianego legendami i złowrogą sławą Eigeru, jednego z najtrudniejszych szczytów alpejskich. Ofiarom, które pochłonął, poświęcono specjalną salę. I nie są to wyłącznie stare fotografie. O tragedii wspinaczy ? w tym o słynnej historii śmierci Niemca Toniego Kurza na północnej ścianie Eigeru w 1936 roku ? za naciśnięciem guzika opowiada w muzeum audio drama. Bardzo sugestywnie: słychać wycie wiatru, rozmowy i rozpaczliwe krzyki spadających w przepaść alpinistów.
Dzwon świętej Petroneli
Jest model Wetterhorn Aufzug, pierwszej kolejki linowej w Alpach (działała jednak krótko, tylko w latach 1908-1914). Jest drewniana lektyka, na której wnoszono do wyżej położonych hoteli damy i dostojnych gości. A byli wśród nich Wagner, Czajkowski i Mendelssohn. Jest też nieduży dzwon z inskrypcją ?O! Sancta Petronela, Ora pro nobis?, z datą 1044. Ma stanowić dowód, że mieszkańcy tego obszaru byli pierwszymi nawróconymi na chrześcijaństwo. Dzwon pochodził z nieistniejącej już dziś kaplicy w grocie lodowca. Przeniesiony do kościoła, stopił się w pożarze w 1892 roku. Oglądamy zatem replikę. Wśród eksponatów przeważa jednak dawny sprzęt do wspinaczki wysokogórskiej, liny i czekany, a także sprzęt sportowy: drewniane narty, sanki i łyżwy. Jest coś jeszcze: Velogemel.
Drewniany rower na płozach
To tutejszy regionalny wynalazek, przedmiot szczególnej dumy Grindewaldu ? jednośladowy drewniany pojazd, połączenie roweru z sankami. Wynalazł go i opatentował w 1911 roku Christian Bühlmann (1872-1953), cieśla i właściciel tartaku, cierpiący w dzieciństwie na chorobę Heinego-Medina. Nazwa powstała ze zbitki francuskiego ?vélo? ? rower oraz ?Gemel?, czyli sanki w miejscowym dialekcie. Śnieżny rower szybko stał się w okolicy popularnym środkiem transportu. Szczególnie cenili go listonosze i dziatwa szkolna. Nie jest to jedynie eksponat muzealny. Velogemel nadal stanowi zimową atrakcję. Można go wypożyczyć na dworcu kolejowym, a potem udać się żółtym autobusem w górę, do Bussalp. Tu czeka nas wspaniały zjazd krętą trasą w dół. Żadne specjalne kursy nie są potrzebne, oczywiście pod warunkiem, że umie się jeździć na rowerze. Pedałów brak i hamowanie odbywa się wyłącznie nogami, toteż konieczne są solidne buty.
Warto wiedzieć
Już od dwudziestu lat, zawsze w lutym, odbywają się w Grindelwaldzie Mistrzostwa Świata w Zjeździe na Velogemelu ? Velogemel Weltmeisterschaft. Nie są to zawody śmiertelnie serio, ale zabawa przednia.
Czy dobrze widzę, że te ustrojstwa do zjeżdżania są drewniane? Zjeżdżałem kiedyś na czymś podobnym w austriackich Alpach, ale tamto było metalowo-plastikowe. Nie ukrywam, to drewniane podoba mi się znacznie bardziej.
A gdzie to było? Bo ja na identycznym jeździłam w Serfaus-Fiss-Ladis. Oto ja!
Idea chyba taka sama, ale wykonanie drewnine chyba ma dłuższą historię, od 1911 r. :)
Właśnie tam! :)