Naddniestrze
W zbuntowanej prowincji Mołdawii

A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!
Leniwie płynie Dniestr przez ujęte w kamienne brzegi zakole wielkiego zakrętu. Samotnie, na wielkim placu, wznosi się brązowy pomnik założyciela – w 1792 roku – Tyraspola, feldmarszałka Katarzyny II – Aleksandra Suworowa. Kilkaset metrów dalej, przed gmachem byłego komitetu obwodowego partii, nadal stoi wykuty w czerwonym marmurze Lenin. Jego popiersia, a także inną radziecką symbolikę: sierpy i młoty, pięcioramienne gwiazdy, tablice przodowników pracy itp. – spotykam na każdym kroku.
Tymi słowami rozpocząłem reportaż z Naddniestrza… jesienią 1991 roku. I są one nadal aktualne. Wyjazd tutaj odradzano nam zarówno w Warszawie, jak i w Kiszyniowie. Z argumentami: nie ma tam niczego ciekawego.
Kontrole graniczne są długie i nieprzyjemne. Przepisy zmieniają się co parę dni, a jak się trafi na pijanych milicjantów czy żołnierzy, może być nawet niebezpiecznie. Zdecydowaliśmy się jednak pojechać do tej zbuntowanej, separatystycznej prowincji Mołdawii.
Kraj, którego… nie ma
Nazywa się on Naddniestrzańską Republiką Mołdawską. Ma prezydenta, parlament, rząd, własną flagę, herb, armię, milicję, walutę, znaczki pocztowe i inne atrybuty suwerenności. Nie jest uznawana przez żadne państwo. Ponieważ byłem tu dwukrotnie gdy powstawał ten twór oraz pierwszym zagranicznym dziennikarzem, któremu świeżo wybrany „prezydent” Igor Nikołajewicz Smirnow udzielił wywiadu we wrześniu 1990 roku, miałem dodatkowy bodziec aby do Bender i Tyraspola przyjechać ponownie po latach i zobaczyć co się tu zmieniło. Zanim jednak napiszę, co zobaczyłem wiosną 2012 roku, za konieczne uważam przypomnienie genezy tej secesji oraz burzliwych dziejów tego skrawka ziemi nad Dniestrem. Długiego na ponad 200, ale szerokiego w najwęższym miejscu tylko na 8-10 kilometrów. Zamieszkanego, gdy byłem na nim po raz pierwszy przez 980 tys. ludzi, obecnie zaś tylko nieco ponad 700 tysięcy. W tym około jedną trzecią stanowią Mołdawianie. Resztę zaś Rosjanie, Ukraińcy oraz trochę innych mniejszości. Wśród nich jest nawet wioska… bułgarska.
Przyczyny naddniestrzańskiej secesji
Przez Naddniestrze przebiegają ważne międzynarodowe szlaki komunikacyjne: kolejowy i drogowy. W momencie secesji, w nim wytwarzano niemal 90 proc. całej energii elektrycznej Mołdawii, blisko 100 proc. tkanin bawełnianych oraz wiele innych artykułów przemysłowych i spożywczych. Już te przykłady świadczą, jak ważny to region dla Mołdawii oraz jaki problem stanowi nienormalna sytuacja, w jakiej znajduje się od ponad 20 lat. Bezpośrednim pretekstem do secesji było przyjęcie przez Radę Najwyższą Mołdawii – parlament, we wrześniu 1990 roku ustawy o języku mołdawskim jako oficjalnym. I to w zapisie alfabetem łacińskim, ale nie jak było od dawna – cyrylicą. Faktycznie powodów było jednak jeszcze co najmniej kilka. Przede wszystkim fakt stacjonowania w Naddniestrzu silnej radzieckiej 14 armii z jej strategicznymi arsenałami. Moskwa za żadne skarby nie chciała ich wypuścić z rąk. Ponadto poparcie przez Tyraspol moskiewskich „puczystów”, którzy w sierpniu 1991 próbowali obalić Michaiła Gorbaczowa. Lokalni partyjni notable, jak poczuli władzę i pieniądze, również nie byli zainteresowani podporządkowaniem się Kiszyniowowi.
Pamiętam tamte wydarzenia, ale jakoś z pamięci mi wypadło, że ta secesja jeszcze trwa. To już 10 lat? W środku Europy, państwo w państwie, z potężnym protektorem za plecami. Niewiarygodne, a jednak.