Wyspy Owcze
Wcale już nie takie „owcze”
A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!
Jednostką miary na Wyspach Owczych (ang. Faroe Islands) jest przestrzeń trawy niezbędna do wypasania owcy. Wiadomo, że nie może być ich więcej niż 70-75 tysięcy.
Teren ten kurczy się za sprawą napływających turystów. Zachęceni stronami www promującymi niezmącone cywilizacją widoki, niepowtarzalne doświadczenia, obcowanie z naturą i serdeczność mieszkańców przyjeżdżają tłumnie. W 2018 było tu niemal 40 tys. turystów. Pięć razy więcej niż trzy lata wcześniej.
Na krańcu Europy
Gościnni mieszkańcy i spokojne owce nie są psychicznie i organizacyjnie na taki najazd przygotowani. Jedni i drugie najczęściej przed turystami umykają. Rząd nadal promuje, lokalne linie otwierają bezpośrednie połączenia do europejskich stolic i USA.
Wyspy Owcze należą wprawdzie terytorialnie do Danii, ale cieszą się dużą swobodą ekonomiczną – leżą poza granicami Unii Europejskiej. Spowodowane jest to w dużej mierze niezależnym od EU zarządzaniem głównej gałęzi gospodarki jaką jest rybołówstwo. Farerzy maja świetnie wyposażoną flotę dalekomorską. Nie są objęci unijnymi ograniczeniami połowów. Konkurują też skutecznie z norweską hodowlą łososia. Rozwijają przetwórstwo i wysyłają swoje przetwory w świat własnymi samolotami.
Transportem rządzi pogoda
Turyści docierają samolotami Atlantic Airways (lokalne linie) i duńskim SAS. Jedyne lotnisko –pozostałość po brytyjskiej bazie z II Wojny Światowej – posiada tylko dwie bramki. Są one symbolicznym „wąskim gardłem” limitującym liczbę przylatujących gości. Pozostali przypływają promami. Sezon na Farolach trwa bardzo krótko – trzy miesiące dnia, bez pewności, że nie będzie padało lub wiało. Między wyspami mamy jednak pewność przemieszczania się dzięki dwudziestu tunelom, w tym podmorskim. Ale już na odległy Svinoy czy bliski stolicy Sandoy trzeba popłynąć promem, a tu już rządzi natura. Podobnie jak loty helikopterem nad Mykines – przeprawy uzależnione są od sztormów.
Miejscowi przodem
Żeby zapewnić mieszkańcom pewność transportu w trakcie turystycznego najazdu mają oni pierwszeństwo na promie i w helikopterze. Mili panowie z promu na Kalsoy namawiali, by być godzinę przed wypłynięciem. Skutecznie zachęcili wszystkich zainteresowanych wycieczką do Trellanes, skąd startuje się na najpopularniejsze przejście na wyspach Kallur Lighthouse. Samochodów było dwukrotnie więcej. Ale prom przypłynął po czekające samochody poza rozkładem. Oczywiście podobnie było i przy powrocie.
Dodaj komentarz