Pustynia Agafay
Biały wielbłąd na pustkowiu
A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!
Gdy wdychasz czystość pustynnego powietrza, budzi się w tobie ożywione poczucie intencji, a przy każdym wydechu wszelkie pozostałości niezgody życiowej cicho znikają, ginąc w rozległej, spokojnej przestrzeni. Nasze cenione obiekty zostały zaprojektowane nie tylko jako schronienie, ale także głęboki balsam dla ducha, działający jako potężny katalizator odmłodzenia duszy. Tutaj, w objęciach spokojnego majestatu pustyni Agafay, nasi goście są zaproszeni nie tylko do odwiedzenia, ale także do wyruszenia w transformacyjną podróż. Ta odyseja polega na intymnym kontakcie ze światem przyrody.
Głębokim, osobistym spotkaniu z cichą wielkością pustyni oraz jej wyjątkową zdolnością do inspirowania i przekształcania zmęczonego podróżnika w wizję inspiracji. Decydując się na pobyt u nas, wybierasz nie tylko miejsce do odpoczynku; wkraczasz w przemieniające doświadczenie, które łączy nietknięte piękno pustyni Agafay z luksusem odosobnienia. To okazja, aby ponownie połączyć się ze swoim wnętrzem, odkryć na nowo spokój i cel wśród ponadczasowego krajobrazu pustyni. Nasze domki są obietnicą odnowy, zaproszeniem do zbadania głębokiego wpływu prostoty natury na ludzkiego ducha”.
Konfrontacja z rzeczywistością
Ośrodek prezentowany jest jako trzygwiazdkowy i – muszę przyznać – zaskakuje mnie. Przy recepcji, częściowo na świeżym powietrzu, wisiała lista z numerami domków i naszymi nazwiskami. Na powitanie dostaliśmy herbatę „po marokańsku” – nalewaną z dużej wysokości do niewielkich szklaneczek. To nie sztuczka mająca zwrócić uwagę na kunszt nalewacza, lecz sprawdzona metoda dotlenienia napoju.
Główny budynek ośrodka, rozległa jadalnia pod namiotowym dachem, z zadaszonym miejscem relaksowym na zewnątrz, w którym można wygodnie odpocząć w fotelach, przy stolikach, na pewno spełniała warunki trzygwiazdkowego hotelu w mieście.
Namioty, chociaż określenie to jest zbyt skromne, bo są to namiotowe dachy rozrzucone na sporym obszarze, ustawione dookoła jak gdyby placyku i wzdłuż uliczek. A także w pobliżu… basenu. Tak, odkrytego basenu na środku pustyni. Niezbyt wielkiego, ale kilkadziesiąt osób wygodnie mieści się na leżakach na jego brzegach i w wodzie. Ekskluzywne domki, zgodnie z internetową reklamą, tylko wyglądają jak namioty. Każdy ma numer, solidne ściany, gruby płócienny dach, okienka oraz drzwi zamykane na skobel z kłódką.
W „namiotach” i na wielbłądach
Obszerne wnętrze mieści ogromne łoże, na którym swobodnie zmieszczą się trzy osoby. A przy przeciwległej ścianie, pod klimatyzacją (!), dodatkowy wygodny tapczan. Oczywiście jest stół, są wygodne fotele, czyściutka pościel z mnóstwem poduszek do wyboru. Oświetlenie elektryczne, także latarnią na zewnątrz, a w mniejszej części domku, za przepierzeniem, łazienka z prysznicem, umywalką i toaletą. W takich warunkach na prawdziwej pustyni jeszcze nie byłem.
Po chwili wypoczynku pada propozycja przejażdżki na wielbłądach. W pobliżu bramy do ośrodka już czekało ich stadko z poganiaczami, gotowe przyjąć jeźdźców
Żywiołowe występy muzyczno-taneczne
Na kolację w jadalni zeszli się także inni, odpoczywający tu już wcześniej, goście. Dań, poczynając od przystawek zimnych i gorących, było kilka. Przynosili je kelnerzy w tradycyjnych strojach, w wiśniowych fezach na głowach, z kuchni znajdującej się w osobnym budynku. Obok herbaty i zimnych napojów oraz dań głównych i deseru, nie zabrakło także wina. Gdy goście powoli zbliżali się do końca konsumpcji, rozpoczęły się występy artystyczne. Najpierw męskiego tria muzycznego w szkarłatnych, tradycyjnych, bogato zdobionych szatach do ziemi oraz w okrągłych czapkach gęsto obszytych, w ładne wzory… muszelkami, takimi jakie oglądamy również na kapeluszach naszych górali.
Grali żywiołowo na narodowych instrumentach, śpiewali i tańczyli zarówno pośrodku jadalni, jak i podchodząc do stołów zajmowanych przez gości. Sądząc z ich wyglądu, strojów i ekspresji, byli to przedstawiciele miejscowego plemienia Amazigh, nazywanego powszechnie Berberami. Rdzennego ludu z własnym językiem, kulturą i historią, żyjącego na terenach obecnego Maroka i Tunezji jeszcze przed przybyciem Arabów. Był to świetny, dynamiczny, malowniczy i ciekawy muzycznie występ.
Taniec brzucha z wachlarzami
Po nich pojawił się inny, 7-osobowy, też wyłącznie męski zespół muzyczno-taneczny. Ubrany w białe koszule, czarne spodnie oraz takież kamizelki bogato i jednolicie haftowane srebrnymi nićmi. Grali, tańcząc i śpiewając przy tym, na skrzypcach, flecie i tamburynach. Furorę żywiołowym tańcem brzucha, z wachlarzami i złocisto-czerwonymi szarfami, zrobiła też solistka. Te występy, bynajmniej nie amatorskie, okazały się dla mnie trochę zaskakujące. Z jednej strony dobrym poziomem, z drugiej trochę kontrastujące z zapowiadanym w internetowej reklamie idealnym wypoczynkiem w ciszy, „balsamem dla ducha”.
Ale na zewnątrz była prawdziwa pustynia z rozgwieżdżonym niebem. Czystym, rześkim powietrzem i nie tak chłodną nocą, jakiej oczekiwałem.



























Dodaj komentarz