Węgry
Gra kuchennych pomyłek
A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!
Podobnie jak Włosi niewiele wiedzą o sałatce włoskiej, czyli jarzynowej, we Włoszech mało znanej i zwanej ruską, tak Węgrzy mgliste mają pojęcie o placku po węgiersku.
Danie to budzi zdumienie, a serwowane jest gdzieniegdzie wyłącznie z myślą o niemieckich turystach. Zupełnie na marginesie dodajmy, że Madziarzy sałatkę włoską nazywają francuską… Placek po węgiersku należy zatem odłożyć na godne miejsce między fasolką po bretońsku a rybą po grecku. Na Węgrzech mierzyć się z naszymi wyobrażeniami przyjdzie nam co krok.
Kuchnia węgierska wcale nie jest ostra. Owszem, sowicie doprawiona papryką, ale słodką. Piekielnie ostra paprykowa pasta ląduje na stole w osobnym słoiczku i każdy może swe danie zamienić w dowolny krąg diabelskich czeluści.
To może gulasz? Zdumionym polskim oczom ukaże się solidny talerz zupy, bo gulyasleves (czyt. gujaszlewesz) to zupa gulaszowa, owszem, apetyczna i pełna mięsa, ale jednak zupa. To, co chcielibyśmy za gulasz uznać, to pölkölt (czyt. pelkelt). Przyrządza się go w zasadzie z każdego rodzaju mięsa – wołowiny, wieprzowiny, drobiu, a nawet ryb.
Jeśli już o rybach mowa – słynna zupa rybna to halászlé (czyt. holaslie), co dosłownie przetłumaczyć należy jako sok z rybaka. Nie martwmy się jednak nadto, soków ostatnich z nadbalatońskich poławiaczy wyciskać nie trzeba, bo ryb tu mnóstwo. Fantastyczna, aromatycznie paprykowa, przydaje znanym nam w dużej mierze gatunkom nieprawdopodobnego smaku. Jedno jest pewne – nad Balatonem wigilijnego karpia można odkryć na nowo…
Dodaj komentarz