Węgry
Gra kuchennych pomyłek
A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!
Co, jak co, ale leczo! Oj, to też kinder-niespodzianka… Nie, nie – robi się je z papryki. Prawie wyłącznie z papryki! Ale ta papryka musi być węgierska ze wszech miar, żadne tam holenderskie wynalazki tri-kolor. Węgierska najbliższa jest naszej białej, dostępnej w zasadzie tylko jesienią. Różni się tym, że jest szpiczasta, a nie – jak nasza odmiana – zaokrąglona. Smak prawie się zgadza. To jest baza, do tego garstka pomidorów, trochę cebulki i już. Często wbija się pod sam koniec gotowania jajko, żeby potrawę zagęścić. Najukochańsza pod koniec lata, gdy warzywa kipią słońcem. Kiełbaski wcale w leczo nie są oczywistością, tym bardziej, że podaje się je często jako dodatek do dań głównych. To bardzo domowe danie, nie takie wszechobecne w restauracyjnych kartach. A co za tym idzie, nie ma na leczo jednego przepisu, bo co dom, to inna tradycja. Niemalże jak z naszym bigosem – każda gospodyni wie najlepiej.
Faszerowana papryka psikusa nam zrobić nie może… No niby nie, ale to znów zbrodnia wyobrażać sobie w tej roli paprykę czerwoną. Faszeruje się oczywiście tę białą, prawie samym mięsem, bo ryżu w niej na lekarstwo, jejmość zaś pławi się obficie w pomidorowym, słodkawym sosie. Podawana najczęściej w towarzystwie gotowanych ziemniaków. Jeszcze większym zaskoczeniem jest faszerowana kapusta – ta najczęściej spoczywa sobie spokojnie obok mięsnych kulek, daniem zjednoczonym stając się dopiero w żołądku.
Najpowszechniejszym deserem są naleśniki. Cieniusieńkie, zwinięte w ruloniki, kryją w sobie dżem, mak lub ser. I są zaskakująco… pyszne!
Nie ma jedzenia bez picia. Węgry to raj dla kawoszy – aromatyczny napój przewyższa nawet dokonania włoskich mistrzów. Poza tym króluje wino, tak czerwone, jak i białe, a zupełnie genialne są węgierskie wina różowe. Kto woli trunki mocniejsze, zdziwi się mocno, że zacna wódeczka zwie się palinką, w dodatku nie robią jej, jak przykazał, ze zbóż, tylko z owoców – najczęściej z gruszek, śliwek, brzoskwiń. Podaje się schłodzoną, ale uwaga – nie zmrożoną! To kolejne zaskoczenie. Mocno ujemne temperatury zabijają jednak aromat, więc lodowato zmrożona wódeczka to dla Węgrów zbrodnia. Nawet naszą żubrówkę, by poczuć w pełni jej bukiet, piją czystą i nie dość zimną.
Dodaj komentarz