Grybów
Dzieje się na Zamku Stara Baśń

A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!
Muszę się przyznać do małej słabości – uwielbiam niewielkie miasta w podgórskiej okolicy. A już te z Małopolski, z ich specyficznym klimatem i szlakiem drewnianych cerkwi – szczególnie.
Daję słowo, w Grybowie, w którąkolwiek by stronę nie spojrzeć – ukazywał się widok jak z landszaftu. Nieprzypadkowo o miejscu tym mówi się często „miasto zielonych wzgórz”. Ale we wspomnieniach pozostaną nie tylko przepiękne widoki, ale również wizyta w niecodziennym miejscu.
Stary gród
Do Grybowa przyciągnęła mnie sława niecodziennej budowli – rekonstrukcji średniowiecznego grodu warownego. Legenda głosi, że w XIII wieku gród założył Bolko zwany Gniewnym, by powstrzymać najazdy wojsk mongolskich i tatarskich. Jak mówi budowniczy i właściciel współczesnego grodu Krzysztof Broński, obiekt powstał z zamiłowania do historii i chęci promowania rodzimej okolicy. Trzeba powiedzieć, że udało się to w pełni.
W lipcowy, pogodny dzień zamek tętnił życiem. W ramach festiwalu „Dawno, dawno temu na ziemi sądeckiej” odbywały się występy dziecięcych zespołów z okolicy, pokazy mody historycznej, prezentacje historycznego rzemiosła. Po galeriach, pieczołowicie zrekonstruowanych i urządzonych w „rycerskim” stylu komnatach, przewijały się tłumy zwiedzających. Ktoś wspinał się na wieże i podziwiał roztaczające się z nich widoki, ktoś inny przyglądał się procesowi kucia miecza, wypieku chleba. Była też grupa próbująca „zmierzyć” grubość murów fortyfikacyjnych. Kilkoro dzieci próbowało policzyć wszystkie wizerunki smoków, których jest tu bez liku. Gród z powodzeniem łączy bowiem elementy historyczne z baśniowymi. Cóż, obliguje do tego jego nazwa – Zamek Stara Baśń.
Zawody na smaki
Podczas mojego pobytu na zamku odbywał się Festiwal Dawnych Smaków. Lepiej trafić nie mogłem! Kucharze z całej Polski, zrzeszeni w Euro-Toques Polska przygotowywali konkursowe dania kuchni średniowiecznej. Wszystkie według starych receptur i z najlepszych, miejscowych produktów. Przepyszny był gulasz z wołu i z dzika, gotowany w kociołku nad ogniskiem, bogaty w różnorodne mięsa bigos. Na deskach serwowano na zimno różnorodne pasztety, wędzone ryby, pieczony udziec sarny, kiszony bób. Wszystko smakowało i pachniało wybornie. Po uszczknięciu każdego przysmaku doszedłem do wniosku, że od teraz zakupy w osiedlowym markecie będą torturą. I już nie mogę się doczekać kolejnej edycji festiwalu.
Dodaj komentarz