Birma
Kraj 100 000 stup i życzliwych ludzi
A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!
Lecimy nad górami Półwyspu Indochińskiego. Fotografuję górskie szczyty i wciśnięte w doliny jeziora. Im bliżej celu, tym więcej pól uprawnych, wiosek i miasteczek, stup i pagód.
Widoki szachownic pól w pastelowych kolorach przypominają mi obrazy francuskich impresjonistów. Lądujemy w Rangunie (Yangon), do niedawna stolicy Birmy – od 1989 roku Związku Myanmaru. Nareszcie jestem w „kraju 100 000 stup” i niezliczonych pagód oraz setek klasztorów. Najciekawszym, najmniej skażonym przez turystykę w południowo-wschodniej Azji.
Wizy dla wybranych
Otrzymać tutejszą wizę ciągle nie jest łatwo. I to nie tylko dlatego, że w Polsce Birma nie ma ambasady. Nie otrzymują jej z reguły przedstawiciele niektórych zawodów, np. dziennikarze, fotoreporterzy, nauczyciele. Preferowane są przyjazdy grupowe. Zresztą na miejscu, nawet podróżując indywidualnie, trzeba mieć miejscowego przewodnika. Na nas czekają jednak wizy na lotnisku. Krótka odprawa, wklejenie wiz do paszportów. Możemy jechać do miasta. W międzynarodowym porcie lotniczym Mingaladon pierwsze zaskoczenia. Ciągle rzadkością jest internet. Nie ma natomiast, podobnie jak w całym kraju, w ogóle bankomatów.
Bankowa egzotyka
Karty bankowe są czymś znanym w Birmie tylko z filmów i ze słyszenia. Na szczęście do jednej z dwu czynnych placówek bankowych kolejka jest niewielka. Wymieniać można dolary i euro, ale tylko banknoty w nieskazitelnym stanie. Poczułem się jak na spotkaniu numizmatyków lub filatelistów. Każdy banknot oglądany jest przez dwu urzędników. Nawet niewielkie zgniecenie, nie mówiąc już o przybrudzeniu czy innych śladach zużycia oznacza dyskwalifikację i odrzucenie. Banknoty akceptowane trafiają do urzędnika który je przyjmuje i na podstawie paszportu wystawia kwit.
Czwarty pracownik wypłaca równowartość w kiatach. Kurs wymiany zależy od nominału. Najniższy jest w przypadku banknotów 1-2-5 dolarowych. Nieco wyższy za 10-20, jeszcze korzystniejszy za 50 $. I maksymalna stawka za 100 $. Różnica między kursem dla najniższych i najwyższego nominału sięga 10 proc. Do sierpnia 2011 roku były tu dwa kursy: czarnogiełdowy i wielokrotnie od niego mniej korzystny oficjalny. Nikt oczywiście, jeśli tylko mógł, nie wymieniał waluty w bankach. Ale kurs oficjalny podniesiono do około 80 proc. czarnogiełdowego i ujednolicono go. Spekulanci i ciułacze stracili spore pieniądze. Okazało się, że w obawie przed dalszymi stratami nikt nie chce przyjmować zapłaty w dolarach – bo euro i wcześniej było tu dosyć egzotyczne. Cudzoziemców przyjeżdża bowiem do Birmy niewielu. Stanowią oni 8 proc. całego tutejszego ruchu turystycznego. W 2010 roku odnotowano około 300 tys. cudzoziemców, z czego zaledwie 49 tys. z Europy. W tym 18 tys. biznesmenów. Tak mało, gdyż poza problemami wizowymi uboga jest tutejsza baza noclegowa i turystyczne zaplecze. Większość dróg w fatalnym stanie.
Dodaj komentarz