Ryn
Moje mazurskie odkrycie po latach

A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!
Muszę się przyznać do tej słabości: kocham Mazury. Zauroczyły mnie podczas mojego pierwszego rejsu żeglarskiego, kiedy byłam w pierwszej klasie liceum (teraz jestem na emeryturze). Po kilku latach niebycia w krainie jezior wolny weekend postanowiłam spędzić nad wodą. Wybrałam Ryn.
Kiedy byłam tam ostatnio, chyba w końcówce lat 80, była to bardzo niewielka mieścina, gdzie nic się nie działo i po południu trudno było nawet zrobić zakupy. Dziś miasto nadal nie jest metropolią, ale tętni życiem. Przyzwoity port wita żeglarzy, a gości zmotoryzowanych XIV-wieczny krzyżacki zamek, który góruje nad całością. Przechodził różne koleje losu – był siedzibą komtura Fryderyka von Wallenrode, później starostwa Prus Książęcych, a nawet więzieniem. Gdy w końcu zniszczony, bez funduszy na jego rewitalizację, został wystawiony na sprzedaż, trafił w prywatne ręce i urządzono tam czterogwiazdkowy hotel.
Po zamku, jak przystało na obiekt historyczny, oprowadza przewodnik w służbowym stroju Krzyżaka. Do pokoi hotelowych nie zaglądałam, ale rzuciłam okiem na sale konferencyjne, salę balową, przeszłam się korytarzami, udekorowanymi toporami, mieczami i innymi akcesoriami rycerskimi. Szczerze przyznam, że to nie moje klimaty, jakoś czułam się tam nieswojo. No bo nie napawa optymizmem widok krzesła inkwizytorskiego, które wykorzystywano do wielogodzinnych przesłuchań sądowych, obciążając ciało siedzącego lub podgrzewając krzesło od spodu. Wyjątkowo niewygodne siedzisko.
Bocianie Gniazdo
To kolejny zniszczony i zaniedbany obiekt, który dostał nowe życie. Nierentowny ośrodek wczasowy elektrowni Kozienice kupił Michał Szatanek, lekarz z wykształcenia. Postanowił stworzyć tu miejsce aktywności dla żeglarzy i motorowodniaków, które nazwał Bocianie Gniazdo. Z grupą zaprzyjaźnionych instruktorów prowadzi tu Szkołę Żeglarstwa i Sportów Motorowodnych. Organizuje wszelkiego rodzaju kursy sportów wodnych, egzaminy, regaty, rejsy. To także centrum czarterów w sumie 45 nowoczesnych jachtów.
Zaplecze mariny wygląda imponująco – dawno minęły czasy, gdy umycie się pod ciepłą, bieżącą wodą było dla żeglarza marzeniem ściętej głowy (tak właśnie było, gdy pływałam w latach 80.). Teraz proszę – nowoczesny pawilon z prysznicami, specjalnym miejscem do mycia garów i robienia przepierek, szereg pralek i suszarek automatycznych. Z każdego miejsca postojowego przy kei można się podłączyć do prądu i wody. A w stoczni przeprowadzić nie tylko drobną naprawę, a nawet solidny remont jachtu. Same wygody.
Żeglarze śpią najczęściej na jachtach, ale w ośrodku, na 9 hektarach, rozlokowanych jest 50 drewnianych domków, które mogą pomieścić nawet 250 osób. Wszystkie zaopatrzone są w panele słoneczne i w słoneczny dzień pokrywają całe zapotrzebowanie na prąd. W takim domku spałam i przyznam, że było wygodnie. Po dniu spędzonym pod żaglami podczas wieczornej biesiady w ośrodkowej tawernie, ze względu na nazwisko właściciela zwanej „Z piekła rodem” właściciel przyznał, że robi wszystko „by było to najpiękniejsze miejsce na Mazurach”. Biorąc pod uwagę wyśmienitą tutejszą kuchnię, myślę, że mu się udało.
Owczarnia
Gdy już zdacie wyczarterowany w Bocianim Gnieździe jacht, w drodze do domu, zatrzymajcie się koniecznie w Owczarni. W tej małej osadzie znajduje się istna perełka czyli Muzeum Mazurskie. Nazwa miejscowości pochodzi od wyspy na jeziorze, gdzie hodowano owce. Po jeziorze dzisiaj nie ma śladu, natomiast teraz jest wyspa w lesie, gdzie mieszka kilka rodzin.
W budynku tzw. czworaka, w byłym majątku ziemskim, znajdują się eksponaty, pokazujące historię, życie i wyposażenie wnętrz rodzin mazurskich z lat 1815-1945. Zwiedzającego wita przesłanie na makatce „Niech najjaśniejszy promyk Boski rozświetla ten dom”. Stojąc pośród starych przedmiotów można poczuć klimat minionych lat. Miałam wrażenie, jakbym się przeniosła w czasie. W kuchni stało wiele sprzętów, ułatwiających życie, między innymi maszynka do kręcenia lodów i ubijania śmietany. Urzekła mnie tabliczka na lodówce, na której suwakami można było zaznaczyć stan zapasów spożywczych w spiżarni. Muzeum warto zwiedzać z jego opiekunem – ma bardzo wiele do opowiedzenia i robi to w niesłychanie interesujący sposób.
Nakomiady
10 kilometrów od Rynu zatrzymałam się jeszcze w Nakomiadach. Zajrzałam tam do manufaktury ceramicznej. Powstała w 1704 roku na potrzeby rozbudowy usytuowanego obok pałacu. Do dziś tradycyjną technologią, ręcznie, wykonuje się repliki wielu modeli portali, pieców, płyt ściennych, kafelków. Całą benedyktyńską robotę można zobaczyć na własne oczy.
Bardzo fajne miejsce .
Niepotrzebne nam zagraniczne wyjazdy , teraz .