Berlin
Lichtgrenze, czyli granica ze światła
A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!
Spacerując po współczesnym mieście na co dzień trudno zauważyć, którędy przebiegał Mur Berliński, dawna granica światów – Wschodu i Zachodu.
Bo choć jego przebieg wyznacza na poziomie gruntu wtopiony w chodnik lub jezdnię pas ułożony z kamieni, choć wiele jego fragmentów pozostawiono jako pomniki, choć w wielu miejscach ustawiono przypominające o nim tablice, łatwo zapomnieć o przeszłości i przekroczyć linię nie wiedząc nawet o tym. I bardzo dobrze.
Upadek, czyli otwarcie
9 listopada jest symboliczną datą obalenia muru. Symboliczną, bo betonowa konstrukcje rozbierano potem latami. 9 listopada 1989 roku otwarto po prostu bramy w murze pozwalając na swobodny przepływ ludności. Tamto wydarzenie było początkiem ostatecznego końca NRD i było wydarzeniem wielkim. Kończyło Zimną Wojnę. Atmosferę tamtego dnia przypominały w rocznicowy weekend projekcje dokumentalnych filmów na telebimach w całym mieście.
Granica ze światła
25 rocznicę obalenia Muru Berlińskiego czczono na wiele sposobów; wydarzeń biletowanych i dostępnych dla szerokiej publiczności było bez liku. Jednak najbardziej spektakularnym był projekt Lichtgrenze – świecąca granica, granica ze światła. Wzdłuż linii przebiegu muru, przez centrum miasta, na długości 16 kilometrów (cały mur miał ponad 150 km), od Bornholmerstrasse na północy po Oberbaumbrücke na południu, ustawiono 8 tysięcy baloników, świecących nocą. Wyznaczyły one linię – białą w dzień, świetlistą po zmroku. Wzdłuż tej linii przez trzy dni i noce wędrowali ludzie – berlińczycy, goście i turyści. Po chodnikach i ulicach, po nabrzeżach i mostach, przez ruchliwe śródmiejskie dzielnice i niezagospodarowane jeszcze pustacie, przez las i przez cmentarze. Wszędzie. Wzdłuż trasy wyznaczonej przez białe kule zorganizowano wiele wystaw i instalacji opowiadających o genezie i budowie muru, o ludziach i ich spektakularnych ucieczkach, o codziennym życiu po obu stronach zapory, i wreszcie o jej zburzeniu.
Przesłanie do świata
Każdy z balonów miał 60 cm średnicy i był wyposażony w ledowe światełko. Balonowy „Mur” miał 3,3 m wysokości. Autorami instalacji byli bracia Christopher i Marc Bauder. Pomysł rzucili już przed dwudziestą rocznicą zburzenia Muru, wtedy go jednak nie zrealizowano. Pewnie poskąpiono pieniędzy. Dopiero w 25. rocznicę, 9 listopada pod każdym balonikiem stanął jeden wolontariusz, razem było ich 8 tysięcy. Każdy z nich uwolnił jeden balon, a wszystkie po kolei poszybowały w noc niosąc karteczki z przesłaniem (można je było zgłaszać przez internet organizatorom). Wszystkie balony zostały wykonane z naturalnego, biodegradowalnego kauczuku, który ma się rozłożyć po ośmiu miesiącach…
Jak się udało?
Były tłumy. By dostać się w sobotni wieczór pod Bramę Brandenburską, trzeba by stanąć tam chyba rano. Ciasno było i na Placu Poczdamskim i przed skrzyżowaniem, przy którym było najsłynniejsze przejście graniczne, Checkpoint Charlie. Ja czekałam na odlot balonów gdzieś pomiędzy tymi punktami. Trochę się spóźniało, trochę szło nieskładnie. Ktoś popełnił falstart, ktoś grzebał się zbyt długo… I tak mi się podobało.
Dodaj komentarz