Grossglockner
Piątka zobywców stnęła na szczycie

Ostatnie kroki i przypinamy się bezpiecznie do stalowej konstrukcji. O godz. 10:53, po 5 godz. 31 min. od wyjścia z dolnego schroniska, piątka zdobywców staje na najwyższym szczycie Austrii.
fot: Wiktor Rozmus
Grossglockner. Piątka zobywców stnęła na szczycie
Nie zabawiamy tu długo, wyciągam z plecaka resztę niedopitej wiśniówki z poprzedniego dnia. Wystarcza w sam raz dla każdego po łyku, na rozgrzanie. Robimy sobie wspólne zdjęcie i klarujemy linę do zejścia.
To już 10 lat! Materiał został zamieszczony w naszym portalu ponad dekadę temu.
A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!

Dzień 3
3 czerwca 2011 (piątek)
Druga, udana, próba ataku

Tym razem na budzik o 4:10, czekałem już od 2 rano. Nikogo nie musiałem budzić, wszyscy którzy chcieli wyruszyć o świcie, zaczęli się pakować. Znowu szybkie śniadanie i podobnie jak poprzedniego dnia wyruszamy dopiero 22 minuty po piątej. Jest już całkiem jasno, choć do pierwszych promieni słońca zostało jeszcze parę minut. Wspinamy się szybko i w małym zespole, po czterdziestu minutach mijamy ostatnie skały i wbijamy się prosto w śnieg, tym razem już bez raków. Szkoda czasu na ich zakładanie, śnieg po zimnej nocy jest dobrze zmrożony a ścieżka, po przejściu całej naszej wczorajszej grupy mocno ubita i wyraźna.

Wraz z początkiem pierwszych poręczówek wbijamy się prosto na skały, żeby zaoszczędzić chodzenia po stromym śniegu. Okrążamy skalną granią całą połać lodowca Kodnitzkees i po 2 godz. 40 min. od wyjścia zatrzymujemy się na chwilę w schronie pod schroniskiem Erzherzog-Johann-Hutte.

Niebo jest idealnie czyste, nie ma nawet najmniejszej chmurki. Cała droga jest doskonale widoczna i wychodząc przed EJB widzimy, gdzie wczoraj dotarliśmy i co to jest, to wielkie, białe na co się wspinaliśmy. Poza tym, że odbiliśmy za bardzo na prawo, to jeśli byśmy doszli wszyscy do grani, ta doprowadziłaby nas w końcu do szczytu. Wychodzimy po 30 minutach przerwy i tym razem, zaraz zakładamy raki i wiążemy się liną. Słońce podnosi się coraz wyżej i wraz z coraz intensywniejszymi promieniami podnosi się coraz więcej chmur. My mamy jeszcze dobrą widoczność, ale ze wschodu coraz szybciej nadciąga biały dywan jasnych obłoków. Wraz z naszą drogą do góry widoczność staje się coraz gorsza, aż znowu jesteśmy w sytuacji jak wczoraj. Tym razem jednak nie odpuścimy, poza kiepską widocznością warunki pogodowe nie są złe, teraz wiemy dokąd iść i jesteśmy przygotowani. Teren stopniowo przechodzi w coraz bardziej stromą połać i momentami bardziej przypomina to już wspinaczkę w zmrożonym śniegu niż pieszą drogę.

Szybko mijamy miejsce, gdzie wczoraj zawróciliśmy i po paru minutach wychodzimy na grań Kleinglocknerkees. Skalno-lodowa grań następnie rozszerza się i zbliża coraz bardziej do masywu, tym samym stając się coraz bardziej stromą i trudniejszą do pokonania. Grań po kilkunastu metrach lodowo-śniegowej wspinaczki kończy się, zakręca w prawo i przechodzi finalnie w grań niższego szczytu – Kleinglocknera (3770 m n.p.m.). Stąd zaczyna się ponowne ubezpieczenie drogi i tylko kilkadziesiąt metrów w pionie dzieli nas od pierwszego wierzchołka góry. Miejsce to łatwo rozpoznać. W wystającej skale osadzony jest stały punkt asekuracyjny (batinox) i przykręcona jest tabliczka upamiętniająca kilka ofiar, które zginęły w tym miejscu porwane przez lawinę.

Czytaj dalej - strony: 1 2

Poczytaj więcej o okolicy:

 
Dodaj komentarz
(Dozwolone typy plików: jpg, gif, png, maksymalny waga pliku: 4MB.)
(wymagany, niepublikowany)
Wszystkie materiały zamieszczone na naszym portalu chronione są prawem autorskim. Możesz skopiować je na własny użytek.
Jeśli chcesz rozpowszechniać je dla zysku bez zgody redakcji i autora – szukaj adwokata!
Zamknij