Trujillo
W mieście i na plaży w Hauchaco

Autorka: Anna Kiełtyka
Trujillo, najważniejszy ośrodek miejski północnego Peru, położone jest tuż nad oceanem Spokojnym. Z Limy można się tu dostać nocnymi autobusami kursującymi codziennie wzdłuż Panamericany. Dla mnie to ostatni przystanek w tym kraju.
fot: Anna Kiełtyka
Trujillo. W mieście i na plaży w Hauchaco
To tutaj skupia się życie miasta, starsi ludzie czytają gazety albo grają w karty, ktoś urządza sobie sjestę na pobliskiej ławce, co jakiś czas przybiegają dzieci ubrane w ciemne mundurki, przychodzą z pobliskiej szkoły żeby kupić prażone orzeszki sprzedawane na straganie.
To już 10 lat! Materiał został zamieszczony w naszym portalu ponad dekadę temu.
A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!

Trujillo, najważniejszy ośrodek miejski północnego Peru, położone jest tuż nad oceanem Spokojnym. Z Limy można się tu dostać nocnymi autobusami kursującymi codziennie wzdłuż Panamericany. Dla mnie to ostatni przystanek w tym kraju.

Po paru tygodniach bezustannego podróżowania, postanowiłam połączyć przyjemne z pożytecznym, spędzę parę dni na zwiedzaniu w mieście, ale wcześniej oddam się relaksowi w nadmorskiej wiosce Hauchaco ? oddalonej 5 km od Trujillo.

Podróżuję z poznanym w Limie Hiszpanem, Javierem. Rozklekotanym podmiejskim autobusem, do którego ? standardowo, jak w pozostałych miejscach ? wskakuje się w biegu, jedziemy do Hauchaco. Oboje wzbudzamy niemałą sensację w pozbawionym turystów mieście. Sezon zacznie się dopiero za parę tygodni, więc właściciele hoteli kuszą atrakcyjnymi rabatami, praktycznie wyrywając nas sobie z rąk. To miejsce jeszcze kilka lat temu było cichą osadą rybacką, dziś to kurort z prawdziwego zdarzenia z hotelami i szkółkami do surfowania. Nazywany trochę na wyrost ?dumą Peru?,  nie jest jednak zbyt atrakcyjny. Plaża jest rzeczywiście olbrzymia ale brudna, pełna odpadów i śmieci, piasek wilgotny i błotnisty. Kiepskie warunki do plażowania nadrabiają za to wspaniale oferty nadmorskich restauracji i barów. Świeże ryby i owoce morza są na wyciągniecie ręki, a to wszystko za grosze, a raczej za sole.

Spacerując po okolicy niemal na każdym kroku można natknąć się na charakterystyczne, kolorowe łódki z trzciny, nazywane caballitos (konik), którymi rybacy wypływają każdego ranka na połów. Tutejsze ryby są towarem eksportowym niemal na cały kraj. W okolicznych restauracjach można spróbować  m. in. największego przysmaku kraju, ceviche czyli surowej ryby marynowanej w soku z limonki, doprawianej szczyptą chili. Do picia obowiązkowo podawana jest wszędzie Inca Cola, przeraźliwie słodki napój, przypominający oranżadę, bijący rekordy popularności w całym Peru. Wieczorem zaś warto spróbować czegoś mocniejszego ale równie popularnego, drinka Pisco Sour. Przyrządzany jest z soku z limonki, lodu,  pianki z ubitego białka i oczywiście flagowego alkoholu kraju, Pisco. Trunek produkowany jest z czerwonych winogron pochodzących z doliny Ica, zapachem przypomina trochę włoską grappę, bardzo często sprzedawany w glinianych naczyniach, jest jedną z najczęściej kupowanych pamiątek przez turystów.

Parę dni relaksu na plaży wystarcza do załadowanie akumulatorów na dalszą podroż. Drogę powrotną do Trujillo pokonujemy tym samym, rozklekotanym autobusem złapanym ?na kciuka? na środku ruchliwej drogi, znowu wskakując w biegu.

Trujillo
 to  jedno z najbardziej urokliwych miejsc, jakie widziałam. Centrum miasta to duża Plaza de Armes, na środku której stoi potężny pomnik skrzydlatej postaci o twarzy Simona Bolivara. To tutaj skupia się życie miasta, starsi ludzie czytają gazety albo grają w karty, ktoś urządza sobie sjestę na pobliskiej ławce, co jakiś czas przybiegają dzieci ubrane w ciemne mundurki, przychodzą z pobliskiej szkoły żeby kupić prażone orzeszki sprzedawane na straganie. Wokół placu wznosi się kolonialna zabudowa pomalowana na soczyste barwy. Kolory żółty, niebieski, różowy odbijają sie w południowym słońcu. Zaraz obok placu znajduje się gmach katedry pochodzącej z XVIII wieku i przepiękny kolonialny budynek  w którym mieści się stary hotel Libertador Trujillo. Odchodzące od placu ulice kryją w sobie stare księgarnie, wypełnione po sufit książkami i czasopismami, klimatyczne kawiarenki, z tradycyjnie robionymi lodami i oczywiście małe restauracyjki specjalizujące się w rybach i owocach morza.

Jednak to koniom Trujillo zawdzięcza światową sławę. Znajdują się tu słynne hodowle, których największą atrakcją jest szkoła tańca na koniu zwanego marinera. Wieloletnie treningi wykształciły w zwierzętach poruszanie się z niebywałą harmonią, elegancją i miękkością. Coroczny Festiwal Wiosny (Festival de la Primavera), podczas którego organizowane są specjalne pokazy, przyciąga hodowców i widzów z całego świata. Wielką atrakcją Trujillo są też starożytne ruiny Chan Chan, niegdyś największego miasta w prekolumbijskiej Ameryce.

Po kilku dniach które tu spędziłam, znowu pędzę na dworzec żeby złapać nocny autobus. Muszę się spieszyć i zdążyć przed zmrokiem, bo niestety cały urok Trujillo znika wraz z zachodem  słońca. Wtedy jest tutaj mniej więcej tak, jak w pozostałych miejscach w Peru, czyli dość niebezpiecznie.

Poczytaj więcej o okolicy:

 
Dodaj komentarz
(Dozwolone typy plików: jpg, gif, png, maksymalny waga pliku: 4MB.)
(wymagany, niepublikowany)
Wszystkie materiały zamieszczone na naszym portalu chronione są prawem autorskim. Możesz skopiować je na własny użytek.
Jeśli chcesz rozpowszechniać je dla zysku bez zgody redakcji i autora – szukaj adwokata!
Zamknij