Sajgon
Gościłam w wietnamskim domu
A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!
Po kilkunastu minutach jesteśmy na miejscu. Dom MinghNgoc, a raczej jej brata, który jest lekarzem, znajduje się na przedmieściach Sajgonu, w dzielnicy zadbanych domków jednorodzinnych. Zostajemy bardzo miło przywitani przez całą rodzinę, żonę brata Mingh i ich dwie córeczki, trzynastoletnią V i ośmioletnią Tracy. Dom jest przepiękny, duży i przestronny, podłoga wyłożona ciemnymi płytkami, które mają izolować wnętrze przed upałami, w salonie znajdują się masywne drewniane meble, w rogu ustawiona jest kapliczka. Na czas pobytu dostaję sypialnie małej Tracy. Po rozpakowaniu plecaka nadchodzi czas na obiad. Pani domu przyrządza smakołyki kuchni wietnamskiej. Cała rodzina zasiada przy okrągłym stole, każdy dostaje miseczkę ryżu, pozostałe potrawy rozłożone są na wielkim obrotowym półmisku. Do wyboru mamy dwa rodzaje ryby, wodorosty, kurczaka, warzywne spring Rolls, czyli nasze sajgonki. Do picia coca cola ? chyba najpopularniejszy napój w każdym zakątku Azji. Atmosfera w domu jest bardzo radosna, wprawdzie gospodarze nie mówią ani słowa po angielsku ale dziewczynki i MinghNgoc wszystko zgrabnie tłumaczą. Resztę dnia spędzam na rozmowie z uroczą V, która zasypuje mnie pytaniami na temat mojej podróży, wieczorem zaś urządzam całej rodzinie pokaz zdjęć z wyprawy.
Następnego dnia gdy się obudziłam okazało się że w domu nie ma już nikogo oprócz MinghNgoc. Z trudnością ją rozpoznałam bo cała, od stóp do głów ubrana była w coś co przypomina piżamę. Taki strój to tutejszy krzyk mody, zarówno spodnie jak i bluzka oraz pasująca do całości maska na twarz i kapelusz uszyte są z tej samej tkaniny. Tak naprawdę to z całego stroju wystają tylko oczy. Pomimo że normalnie temperatura przekracza tutaj trzydzieści stopni, Wietnamki jak tylko mogą unikają słońca, panuje tu moda na bladą skórę, dlatego nawet w upalne dni kobiety noszą czapki, rękawiczki i długie rękawy. Razem z Mingh chcemy jechać do miasta, ale po przejechaniu zaledwie kilku metrów musimy się wrócić bo moja towarzyszka zapomniała? nasmarować się jeszcze kremem do opalania.
Po przyjeździe do centrum Sajgonu, pierwsze kroki kierujemy do olbrzymiej hali zakupowej wypełnionej najróżniejszymi towarami aż po sam sufi. Można tutaj dostać dosłownie wszystko. Mnie najbardziej zaciekawiają podróbki produktów, z których większość okazuje się oryginałami, wynoszonymi ukradkiem z fabryk produkcyjnych. Połowa wielkich koncernów ubraniowych szyje swoje rzeczy właśnie tutaj, a pracownicy po prostu wynoszą je i sprzedają za grosze na ulicach czy na targach.
Dodaj komentarz