Sajgon
Gościłam w wietnamskim domu

Autorka: Anna Kiełtyka
Pani domu przyrządza smakołyki kuchni wietnamskiej. Do wyboru mamy dwa rodzaje ryby, wodorosty, kurczaka... Atmosfera w domu jest bardzo radosna, wprawdzie gospodarze nie mówią ani słowa po angielsku ale dzieci wszystko zgrabnie tłumaczą...
fot: Anna Kiełtyka
Sajgon. Gościłam w wietnamskim domu
Po drodze mijamy cały przekrój klas społecznych Wietnamu, wszyscy oczywiście na skuterach. Nastolatki wracające ze szkoły na różowych egzemplarzach, biznesmeni w drogich garniturach z teczkami pomiędzy nogami, bezdomny bez butów, matki z małymi dziećmi czy całe rodziny ściśnięte na jednym skuterze.
To już 10 lat! Materiał został zamieszczony w naszym portalu ponad dekadę temu.
A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!

Jestem jedyną turystką w wypełnionym po brzegi autobusie do Sajgonu. Siedzenie dzielę z młodą wietnamską kobietą, która nie zważając na moją nieznajomość języka, cały czas do mnie mówi.

Lekko zmęczona ciągłą jej paplaniną postanawiam nawiązać nić komunikacji najprostszym znanym językiem, na migi, i o dziwo nawet nam to wychodzi. Najpierw przedstawiamy się sobie a potem na palcach pokazujemy ile mamy lat. Na mapie z przewodnika pokazuję jej też drogę, jaką przebyłam żeby tutaj dotrzeć. Wietnamka jest pod olbrzymim wrażeniem, nagle wyrywa mi książkę z rąk, wstaje z siedzenia i zaczyna tłumaczyć całemu autobusowi moją trasę podroży. Teraz już wszyscy pasażerowie się do mnie odwracają i coś do mnie mówią, a mój przewodnik wędruje po całym pojeździe.

Podczas  postoju na obiad podchodzi do mnie para Wietnamczyków, która siedzi z przodu autobusu. Dziewczyna zagaduje do mnie łamanym angielskim. Okazuje się że zna trochę język, bo właśnie wróciła z odwiedzin u siostry w Stanach Zjednoczonych. Zarówno ona jak i jej brat chcą jak najwięcej dowiedzieć się o mojej podróży, a gdy mówię im, że nie mam zarezerwowanego żadnego hotelu w Sajgonie, bez wahania zapraszają mnie do swojego domu. Na początku przyjmuję ich propozycję z dystansem, ale po powrocie do autobusu zaczynam myśleć,  że nie jest to wcale taki zły pomysł. W dalszej części drogi MinhNgoc, służy mi także jako tłumaczka rozmowy z resztą zaciekawionych moją wyprawą pasażerów. To zdecydowanie najdziwniejsza podróż  autobusem, jaką kiedykolwiek odbyłam.

Po przyjeździe do Sajgonu i długich wahaniach  postanawiam jednak skorzystać z gościnny moich nowych wietnamskich znajomych. Oczywiście jak na każdego Wietnamczyka przystało MinhNgoc po mieście porusza się skuterem. Jakimś cudem upychamy na nim mój wielki plecak i jej torbę podróżną. Jeszcze tylko zakładam kask i specjalną kolorową maskę na usta, która chroni przed dymem spalin, jaki unosi się nad ulicą i MinhNgoc odpala maszynę.  Po drodze mijamy cały przekrój klas społecznych Wietnamu, wszyscy oczywiście na skuterach. Nastolatki wracające ze szkoły na różowych egzemplarzach, biznesmeni w drogich garniturach z teczkami pomiędzy nogami, bezdomny bez butów, matki z małymi dziećmi czy całe rodziny ściśnięte na jednym skuterze.

Czytaj dalej - strony: 1 2 3

Poczytaj więcej o okolicy:

 
Dodaj komentarz
(Dozwolone typy plików: jpg, gif, png, maksymalny waga pliku: 4MB.)
(wymagany, niepublikowany)
Wszystkie materiały zamieszczone na naszym portalu chronione są prawem autorskim. Możesz skopiować je na własny użytek.
Jeśli chcesz rozpowszechniać je dla zysku bez zgody redakcji i autora – szukaj adwokata!
Zamknij