Pisac
Mała miejscowość z wielkim targiem
A świat się zmienia… Niektóre informacje praktyczne mogą okazać się nieaktualne!
Wybieram się do Pisac, małej miejscowości z wielkim targiem. Dojechać tutaj można autobusem z Cuzco (ok. 35 km) albo wynajętą taksówką. Nim dojadę na miejsce, chcę zatrzymać się jeszcze po drodze, żeby zobaczyć górujące nad miastem ruiny.
Kierowca bez problemu zatrzymuje się na poboczu na środku pustkowia, prawdopodobnie słyszy taką prośbę od każdego turysty jeżdżącego tą trasą. Żeby dostać się do ruin najpierw trzeba pokonać strome zbocze a potem przejść wąską ścieżką nad doliną. Wysokość robi swoje i bardzo szybko zatrzymuje mnie zadyszka. Najbardziej rzucającymi się w oczy elementami dawnego miasta-fortecy są strome tarasy uprawne otaczające wzgórza. Ruiny położone są na samym szczycie. Znajdowały się tutaj m. in. rytualne łaźnie, do których doprowadzana była bieżąca woda, jeden z największych znanych inkaskich cmentarzy, domy mieszkalne, a także wieże służące jako obserwatoria astronomiczne. Różowe kamienie, których użyto do budowy, są mniejsze niż w innych miejscach, ale dopasowane do siebie z taką precyzją, że ciężko jest wsunąć choćby żyletkę. Z tutejszych kamieni zbudowano później min. domy mieszkalne w Pisac.
Pisac żyje niedzielnym targiem. To wydarzenie głównie przyciąga turystów do tego małego miasteczka. Największy wybór towarów jest oczywiście rano, ale za to wieczorem ceny są o wiele niższe. Na targu można kupić prawie wszystko, tradycyjne swetry, poncza, kapelusze, gliniane naczynia. W namiotach rozstawione są grille i piece na których przyrządzane jest jedzenie. Uliczni grajkowie przygrywają klientom tradycyjne melodie. Targ jest naprawdę olbrzymi i obejście go zajmuje kilka godzin. Co chwilę autobusy wycieczkowe przywożą kolejne osoby na zakupowe szaleństwo. Spaceruję kilka minut po targu z mocnym postanowieniem, że nic nie kupię, ale w końcu decyduję się na kolejne grube kolorowe skarpety z alpaki, bardziej w formie pamiątki z targu niż z potrzeby. Po południu, gdy orkiestra, po kilkunastu piwach, gra coraz głośniej i coraz mniej rytmicznie, idę do białego namiotu, gdzie sprzedawane są empaniadas ? wypiekane w piecu małe pierożki z serowym farszem. Wieczorem stary, zniszczony autobus zawozi mnie z powrotem do Cuzco.
Dodaj komentarz